Kiedy Ann i Marco wyszli ze szpitala, to młody ojciec niósł Oliviera na rękach. Od razu zaczęto im robić zdjęcia i zadawać pytania, jednak Reus powiedział do dziennikarzy jedno zdanie:
- Jesteśmy szczęśliwi.
Następnie zawiózł żonę i syna do ich wspólnego domu. Problem z poprzednim mieszkaniem Ann się rozwiązał, gdyż Adam postanowił wyprowadzić się od matki dziewczyny. Nie mógł znieść zachowania żony w stosunku do młodego małżeństwa. Sam był szczęśliwy, choć zaskoczony, że został dziadkiem. Nie był zły na swoją córkę. Tego samego dnia postanowił odwiedzić wnuka.
- Cześć, dzieci. - przywitał się z zięciem i córką.
- Cześć, tatuś. Chcę Ci kogoś przedstawić. - powiedziała z dumą Ann.
- Nie mogę się już doczekać! - ojciec brunetki aż nie mógł usiedzieć na miejscu.
Dziewczyna przyszła ze swoim synkiem na rękach. Ubrany był w tę samą koszulkę, którą wczoraj. Urzekło to świeżo upieczonego dziadka. Był szczęśliwy, że Ann trafiła na odpowiedzialnego faceta. Adam od razu zakochał się w swoim wnuku. Był niezadowolony z faktu, że musi go zostawić.
- Tato, przecież mieszkasz niedaleko. Możesz wpadać. - pocieszała go córka.
- No wiem, ale jestem pierwszy raz dziadkiem. Muszę przywyknąć.
Kiedy wieczorem Adam poszedł do siebie, Marco zaprowadził Ann i syna do pokoju przygotowanego przez piłkarzy. Brunetka położyła Oliviera do łóżeczka i wróciła do stojącego w drzwiach Reusa.
- Jak dobrze znowu mieć Cię przy sobie. - powiedział, przytulając dziewczynę.
- Dobrze znowu być w domu. - odpowiedziała, wtulając się w bark blondyna.
Tej nocy mały Reus dał im po raz pierwszy popalić. Zaczął płakać o drugiej w nocy.
- Śpij, ja pójdę. - szepnął do Ann piłkarz. Poszedł do syna, wziął go na ręce i zaczął uspokajać. Olivier był do niego podobny, choć i po matce odziedziczył kilka cech. Blondyn cieszył się, że mały nie jest podobny tylko do jednego z nich.
Jednak Ann nie wytrzymała i również wstała. Po chwili dołączyła do swojego męża i synka.
- To jak, kochanie? Wyjdziesz za mnie? Nie chcę, żeby ktoś mi Cię ukradł. - zapytał Marco, dając jej pierścionek, który już dawno powinien jej wręczyć.
- Oczywiście, że tak. Poza tym, że już jesteśmy małżeństwem, to wątpię, żeby istniała na świecie jakakolwiek rzecz, która mogłaby nas rozdzielić. Zbyt wiele razem przeszliśmy.
- Ale chcę, żeby i nasze rodziny miały szansę, aby przyznać się do błędu.
- Kurczę, niecały rok znajomości i mam męża. - zaśmiała się Ann.
- A ja? Wieczny podrywacz. A teraz? Żona i syn. - chyba usłyszała dumę w jego głosie.
- Bardzo mi się to podoba. - powiedziała i pocałowała blondyna.
- Mnie też. To co? Teraz córeczka, tak? - przypomniał sobie marzenie Ann.
- Już planujesz kolejne powiększenie rodziny? Może dasz mi trochę odpocząć? - zapytała z uśmiechem brunetka.
- Dam Ci tyle czasu, ile będziesz chciała. - szepnął, całując ją we włosy.
- Dobrze, ale wróćmy teraz do łóżka. Spać mi się chce.
- Hahaha. - zaśmiał się cicho piłkarz, ale po ponownym zaśnięciu Oliviera, także poszli spać.
*** 6 miesięcy później ***
- Tato, proszę Cię, nie płacz! To ma być rola kobiet! - uśmiechnęła się do niego, gdy ojciec wszedł do jej sypialni i zobaczył ją w białej sukni.
- Ale córeczko, nie rozumiesz. Jesteś moim jedynym dzieckiem. Martwiłem się, że Marco nie jest dla Ciebie odpowiednim partnerem, później ta ciąża. Musisz mnie zrozumieć.
- Wiem, tato. Dziękuję, że jesteś. Że mnie wspierasz. Naprawdę wiele to dla mnie znaczy. - Ann pocałowała ojca w policzek i przytuliła go. - A... Mama? Wiesz, czy będzie? - brunetka nie wiedziała, czy powinna o nią pytać. Nie chciała zakłócać spokoju. Nie chciała zniszczyć swojego idealnego dnia,na który tak długo czekała i do którego tak pieczołowicie się przygotowywała.
- Nie wiem, skarbie. Nie mam pojęcia, co zrobi. - ukrył przed córką prawdę. Doskonale wiedział, że matka Ann nie poczyniła żadnych kroków, aby przyjść na ślub córki. Nie widział, aby kupowała sukienkę, nie umówiła się do fryzjera. Żałował, że jego żona nie umie pogodzić się ze szczęściem ich jedynaczki. Jednak nadal nie potrafił z nią zamieszkać. Dopóki nie pogodzi się z sytuacją.
- No cóż... Może kiedyś zrozumie, że jestem szczęśliwa. Że mam wspaniałą rodzinę, którą chciałabym się z nią dzielić. Chciałabym, żeby była obecna przy urodzinach Oliviera, widziała, jak stawia pierwsze kroki i wymawia pierwsze zdanie. Cieszę się, że Ty jesteś. Naprawdę. Wiem, że nigdy Ci tego nie mówiłam, ale kocham Cię, tato.
- Och, ja Ciebie też, córeczko. Przecież wiesz. Dobra! Dość smutków! Idziemy? - wyciągnął dłoń do córki. Tamta wzięła głęboki wdech, zamknęła na chwilę oczy, a gdy je otworzyła, powiedziała stanowczo:
- Tak.
Adam sprowadził córkę po schodach. Na dole czekały na nią dwie druhny: Ania i Natalie.
Niestety związek Natalie i Mario nie przetrwał. Nie pasowali do siebie, ale nadal się spotykają. Są przyjaciółmi.
- Ann! Jak ślicznie wyglądasz! - powiedziała Lewandowska.
- Dzięki. Mam nadzieję, że Marco też się spodoba.
- Żartujesz? Nie po to przez miesiąc szukałyśmy idealnej sukni, dobierałyśmy dodatki i załatwiałyśmy inne rzeczy, żeby teraz wybrzydzał. Niech tylko mu się nie spodoba! - zagroziła Ania, ale szeroko się uśmiechając.
Tak samo jak Melanie, Ann i Marco ślub oraz wesele zaplanowali w domu rodzinnym Reusa. To była ich wspólna decyzja. Adam pomógł wsiąść córce i jej druhnom do samochodu i zawiózł je na miejsce. Drużbami pana młodego byli oczywiście Goetze i Lewy. Zgodnie z tradycją, Ann i Marco zobaczyli się dopiero przed ołtarzem, do której poprowadził ją jej ojciec. Idąc środkiem przygotowanego ołtarza, Ann czuła na sobie wzrok wszystkich. Jednak jej nie obchodziło to wszystko, bo widziała tylko uśmiech swojego męża. Szybko wzrokiem odszukała też swojego synka, który był ze swoimi dziadkami. Oboje zakochali się w Olivierze tak samo, jak tata Ann.
Dziewczyna miała łzy w oczach, kiedy Adam podał jej dłoń Marco, mówiąc:
- Uczyń ją szczęśliwą.
- Na pewno. - usłyszał w odpowiedzi, ale nawet na chwilę nie spuścił wzroku ze swojej żony.
Ceremonia przebiegła zgodnie z planem. Patrząc sobie w oczy, złożyli najważniejsze i najpiękniejsze w życiu obietnice. Kiedy ksiądz powiedział, że młodzi mogą się pocałować, najgłośniej zareagowali oczywiście Lewy i Goetze. Zachowywali się jak dzieci. Później nadszedł czas na życzenia. Choć ich nowa, wspólna droga życia zaczęła się już kilka miesięcy temu, to bardzo chętnie przyjmowali życzenia szczęścia i miłości. Tradycyjnie najpierw podeszli rodzice. Wśród nich niespodziewanie pojawiła się matka Ann. Kiedy Reus ją zobaczył, nagle cały się spiął. Nie wiedział, czego ma się spodziewać.
- Przepraszam, dzieci. - powiedziała. - Przepraszam, że Was nie wspierałam. Wtedy w szpitalu...
- Kiedy w szpitalu? - zapytała Ann, patrząc na swojego męża.
- Nie chciałem Cię martwić ani denerwować... - przyznał.
- Naprawdę chciałam Was przeprosić. Nie chciałam Cię unieszczęśliwiać, córeczko.
Ann jedynie przytuliła swoją matkę. Nie miała zamiaru tak szybko jej tego zapomnieć, ale wybaczyć mogła zdecydowanie.
Nie zapomni tak szybko o wszystkich przykrościach, ale to jest jej mama i nie mogła inaczej postąpić. Przytuliła ją. Po chwili rozmowy, do Marco i Ann podszedł Lewy i Goetze.
- No, stary. Teraz zero panienek i klubów. - powiedział Lewy, śmiejąc się.
- Lewy! - walnęła piłkarza Ann. Nie była zazdrosna, bo wiedziała, że Marco był i będzie jej wierny.
- No co? Taka prawda. - zaśmiał się Robert i jednocześnie wzruszył ramionami.
- No tak, bo przecież każdego wieczora chodziłbym z nimi do klubu na podryw. - Reus zaczął się droczyć z brunetką.
- Akurat!
Lewy, Goetze, Marco i Ann droczyli się jeszcze trochę, ale inni goście także chcieli złożyć młodej parze życzenia.
Nadszedł czas na pierwszy taniec. W sumie to po pierwszym ślubie też nie tańczyli, także to był ich pierwszy taniec jako małżeństwo. Reus wziął Ann w swoje ramiona i popatrzył jej w oczy.
- Jak się czujesz? - zapytał.
- Jako pani Reus? Doskonale. Jestem najszczęśliwsza na świecie.
W pewnym momencie usłyszeli krzyk, dobiegający z miejsca, gdzie siedział Lewy:
- Gorzko! Gorzko! - zdążył już trochę wypić, więc nie do końca panował nad sobą. Ann posłała mu mordercze spojrzenie. Jednak wszyscy dołączyli do piłkarza, którego młode małżeństwo miało zamiar później zabić i nie mieli wyjścia. W momencie, gdy ich usta zetknęły się, zapomnieli o otaczającym ich tłumie, który zaczął bić brawo i klaskać.
- Tęsknię za nim. - powiedziała Ann.
- Za kim?
- Za Olivierem.
- Chcesz do niego iść? Nie wiem, kto z nim teraz jest, ale możemy się nim osobiście zająć. Zresztą i tak niedługo wyjeżdżamy w podróż poślubną.
- Powiesz mi, dokąd jedziemy? - zapytała dziewczyna.
- Nie domyślasz się?
- A powinnam?
- Myślę, że tak.
Brunetka zaczęła myśleć o tym, gdzie Marco ją zabierze i nagle do głowy wpadło jej Maroko.
- Czy zabierasz nas do Maroka? - choć to była ich podróż, to postanowili spędzić go razem z dzieckiem.
- Oczywiście, że tak! Naprawdę wcześniej się nie domyśliłaś?
- Skąd.
Około godziny 4 nad ranem oboje postanowili, że to jest odpowiedni czas, aby opuścić gości. Nie dbali o to, że następnego dnia miały być poprawiny. Doskonale wiedzieli, że poradzą sobie bez nich. Postanowili, że pożegnają się z choćby niektórymi. Jak zawsze, Lewemu dopisywał dobry humor i nie powstrzymał się od głupich komentarzy.
- To teraz możecie na legalu małego Roberta zrobić. - uśmiechnął się głupio.
- Robert! - tym razem to Ania przywołała swojego męża do porządku.
- Oj, kochanie... - jednak na wyraźne upomnienie Lewandowskiej, uspokoił się.
Poszli do śpiącego Oliviera, ubrali go i pojechali na lotnisko, skąd udali się bezpośrednio do Maroka.
Spędzili razem wspaniały tydzień.
***
Ann i Marco mieli jeszcze dwójkę dzieci. Olivier był najstarszy, następnie na świat przyszedł mały Robert, a dopiero na samym końcu na świat przyszła ich jedyna córeczka - Kathrina. Chrzestnymi ich pierwszego dziecka zostali Robert i Ania, drugiego Natalie i Mario, a córki - Melanie i jej mąż. Nie mieli pojęcia, kto inny mógłby być lepszym materiałem na rodziców chrzestnych niż ich najbliżsi przyjaciele i rodzina.
Olivier i Robert poszli w ślady ojca i także zostali piłkarzami, natomiast ich córka została dziennikarką sportową.
----------------------------------------
No i nadszedł koniec... Ciężko mi było to zakończyć, dlatego takie dziwne to zakończenie.
Chciałam Wam bardzo, ale to baaaaardzo podziękować za wsparcie. Za wszystkie komentarze. Za każde miłe słowo. Za każde obserwowanie i dodanie do kręgu (choć nadal nie mam pojęcia, czy to się różni:D). Za wszystko!♥
Jesteście naprawdę wspaniałe!
Oczywiście planuję drugiego bloga. Mam nawet pomysł na niego. Tylko nie wiem, czy byłybyście chętne, ponieważ tak naprawdę to będzie prawdziwa historia. Imiona, miejsca zmienione, ale sama historia wydarzyła się naprawdę. Może uda mi się lepiej to napisać niż to opowiadanie właśnie z tego względu. Że przydarzyło się to bardzo bliskiej mi osobie.
Nie mam pomysłu na nazwę ani bohaterów. Dlatego mam do Was pytanie: kogo chciałybyście jako głównego bohatera? Marco, a może Lewego? A może jeszcze kogoś innego? Proszę, napiszcie, pomożecie mi bardzo!
Także póki co się z Wami żegnam!
Jeśli zacznę kolejnego bloga, to (jeśli chcecie) poinformuję Was o tym.
Chciałabym dalej się z Wami dzielić moimi opowiadaniami, ale nie jestem pewna, czy zacznę nowego, ponieważ mam w tym roku maturę, a nie mam bladego pojęcia, co później.
Pozdrawiam i bardzo mocno ściskam!:*
Do usłyszenia! (mam nadzieję!)
♥♥♥