niedziela, 30 czerwca 2013

Rozdział 10

- Dzisiaj raczej się nie zobaczymy już, bo muszę kilka spraw załatwić. Pewnie zajmie mi to kilka godzin... - powiedziała Ann do Marco, gdy ten wyszedł z łazienki.
- No dobra, to ja też pozałatwiam kilka rzeczy. Ale jutro się zobaczymy?
- Jasne.
Zjedli śniadanie i Ann wyszła.
- Mamo, czy mogłabyś dzisiaj do mnie wpaść? - brunetka zadzwoniła do swojej matki. Chciała z nią porozmawiać, wyjaśnić ostatnią sytuację. Obiecała jej to, a poza tym czuła, że jest jej to winna.
- Dobrze. O której Ci pasuje?
- Jestem cały dzień w domu.
- Może być za dwie godziny?
- Będę czekać.
Rozłączyły się. Ann słyszała w głosie matki jakąś nutkę zdenerwowania. Choć może źle to odebrała? Wróciła do domu i stwierdziła, że trzeba trochę posprzątać. Skończyła na 30 minut przed przybyciem matki. Zdążyła się przebrać i usłyszała dzwonek do drzwi.
- Cześć mamo. - powiedziała, gdy otworzyła drzwi.
- Cześć, Ann. Bardzo dobrze, że zadzwoniłaś. Musimy sobie chyba coś wyjaśnić.
- Wiem. Wejdź do pokoju, a ja zrobię kawę.
Ann zestresowała się trochę czekającą ją rozmową. Nie wiedziała, jak mama zareaguje, a nie chciała jej okłamywać. Uważała, że zasługuje na to, aby znać prawdę.
Po kilku minutach Ann usiadła na fotelu, stawiając kubek przed matką, a drugi przed sobą.
- Chcę tylko wiedzieć, czy to prawda. -  zaczęła mama. Ann ucieszyła się, że to ona przejęła inicjatywę, bo sama nie miała pojęcia, jak rozpocząć tę rozmowę.
- Odnośnie Marco?
- Tak.
- Nie, nie zostałam jego nową dziwką. To bzdury wyssane z palca. Zresztą jak mogłaś w to uwierzyć? Znasz mnie przecież.
- Ale coś Was łączy? - matka zignorowała jej pytanie.
- Jesteśmy parą. Ale nie mów o tym nikomu, proszę. Widziałaś, co się dzieje w gazetach.
- Nie mam zamiaru się w to wtrącać.- powiedziała ostro. - Nie mogę uwierzyć w to, jak łatwo dajesz się nabierać temu kobieciarzowi.
- Mamo, to nie tak... - Ann zupełnie nie spodziewała się takiej reakcji. Wiedziała, że może być zszokowana, ale myślała, że zaakceptuje jej wybór. - Jestem z nim szczęśliwa.
- Do czasu aż Cię nie zdradzi. Ann, gdzie Ty masz oczy?! Nie widziałaś artykułów w gazetach? Nigdy ich nie czytałaś?
- Czytałam, ale gdy go poznałam, to zrozumiałam, jak bardzo się myliłam, co do niego.
- I uważasz, że on niczego nie udaje?
- Kocham go, a on mnie. Mamo, zawsze mówiłaś, żeby nie oceniać ludzi po pozorach. - powiedziała Ann ze łzami w oczach. Wiedziała, że już przegrała w tej rozmowie. Że nie przekona mamy.
- Tak mówiłam, bo nie dotyczyło to mojej jedynej córki. Przykro mi bardzo, ale nie jestem w stanie zaakceptować Waszego związku.
- Wiesz, że to oznacza zerwanie kontaktu?
- Trudno.
- Tak łatwo Ci to przychodzi?
- Nie, córeczko. Ale nie spodziewałam się tego po Tobie. Miałam nadzieję, że ten artykuł to kłamstwo. Zawiodłam się na Tobie. Inaczej Cię wychowałam.
- Czyli co? Mam patrzeć na to, co inni piszą, a olać to, że jestem szczęśliwa? Że go kocham?
- Jesteś pewna, że go kochasz? Przecież Ty masz 19 lat dopiero. Nie umiesz odróżnić miłości od zauroczenia.
- A Ty skąd to możesz wiedzieć?
- Też miałam 19 lat.
- Pozwól mi żyć swoim życiem. Pozwól mi popełniać błędy i uczyć się na nich.
- Właśnie dlatego odsuwam się od tej sprawy. Nie chcę patrzeć, jak później będziesz cierpiała.
- Szkoda, że nie umiesz się cieszyć moim szczęściem...
- Skoro tak uważasz, to nie mam tu czego szukać. Możesz być pewna, że nikomu nic nie powiem.
Mama Ann wstała i wyszła, zostawiając dziewczynę samą. Usiadła na kanapie, objęła rękoma kolana i zaczęła płakać. Uchodziło z niej rozczarowanie, zawód i smutek. Nie wiedziała, co ma myśleć. Miała nadzieję, że ta rozmowa potoczy się zupełnie inaczej...

***
W tym samym czasie Marco postanowił załatwić dwie sprawy. Najważniejszą był wyjazd do redakcji gazety. Nie pozwoli na to, aby ktokolwiek obrażał Ann. Do tej pory nigdy nie jeździł z wyjaśnieniami do gazet, ale to była wyjątkowa sytuacja. Wiedział, że wzbudzi sensację i tym samym rozpęta się jeszcze większe piekło wokół jego związku, ale postanowił, że nie udzieli żadnych informacji tym pasożytom.
- Dzień dobry. Chciałbym zobaczyć się z redaktorem naczelnym. - powiedział Marco, gdy wszedł do biurowca.
- Jest Pan umówiony? - zapytała kobieta.
- Nie.
- Imię i nazwisko.
- Marco Reus. - czuł, że w tym momencie zaczyna wzbudzać sensację, bo znudzona do tej pory kobieta, podniosła wzrok i z wyraźnie błyszczącymi oczami, powiedziała:
- Ach, tak. To już zapowiem i będzie Pan mógł wejść.
Marco dostrzegał plusy tego, że jest sławny. Wiedział, że czasami może to wykorzystać i wyjdzie mu to na dobre. Nie chciał tego nadużywać.
- Redaktor już na Pana czeka - powiedziała recepcjonistka. Reus odszedł, czując na sobie wzrok kobiety.
Chwilę później, nie bez problemu, odnalazł biuro redaktora naczelnego.
- Pan Reus, jak mi miło. - podszedł do niego starszy facet, ubrany w garnitur.
- Dzień dobry. - powiedział Marco.
- Może Pan usiądzie? - zaproponował
- Dziękuję. - Reus usiadł na fotelu.
- Co Pana do mnie sprowadza? - zapytał.
- Przejdę od razu do sedna sprawy. Nie ukrywam, nie jest to miła sytuacja dla mnie i dlatego chcę to wyjaśnić.
- Słucham. - powiedział nieco zestresowany redaktor.
- W tym tygodniu ukazał się kolejny numer Waszej gazety ze mną i moją znajomą na okładce. - chciał mu oszczędzić szczegółów. Wiedział, że wszystko, co powie, może zostać przeinaczone.
- A, tak, pamiętam ten numer.
- Właśnie. Chodzi mi o to, że bezpodstawnie obraziliście moją koleżankę. Nie mieliście żadnych przesłanek, a napisaliście o niej bardzo niepochlebnie.
- Takie jest niestety prawo rynku.
- To w takim razie moim prawem i prawem mojej koleżanki jest złożenie pozwu do sądu o zniesławienie.
- O nie, to z pewnością możemy inaczej załatwić. - powiedział trochę przestraszony mężczyzna.
- Ma Pan jakieś propozycje? - Reus już wiedział, że wygrał. Teraz do rozstrzygnięcia kwestia, jak bardzo uda mu się przerazić dziennikarza.
- Możemy publicznie Pana przeprosić.
- Nie o mnie chodzi. Ja już przywykłem do opinii dziwkarza, kobieciarza i innych typów. Chodzi o moją znajomą. - ciągnął Reus.
- W takim razie ją przeprosimy na łamach naszej gazety.
- Dobrze, ale chciałbym na piśmie otrzymać potwierdzenie, że już nigdy nie będziecie jej oczerniać. Będziecie podawać tylko sprawdzone informacje. W przeciwnym razie, będę zmuszony złożyć doniesienie w sądzie.
- Ależ oczywiście. Zaraz poproszę mojego prawnika, aby przygotował specjalne oświadczenie. - Marco nie spodziewał się, że tak łatwo mu pójdzie, ale był szczęśliwy, że mu się udało.
15 MINUT PÓŹNIEJ
- Cieszę się bardzo, że udało nam się dojść do porozumienia. - wyciągnął do niego rękę mężczyzna.
- Ja również. Mam nadzieję, że ta rozmowa zostanie między nami.
- Ależ oczywiście!
- To do widzenia. Życzę miłego dnia! - uścisnął jego rękę i wyszedł z kawałkiem papieru z gabinetu.
Wyszedł z biurowca i założył okulary. Gdy wsiadł do samochodu, postanowił, że zadzwoni do Ann z bardzo dobrą wiadomością.
- Cześć, skarbie. - przywitał ją, gdy tylko odebrała.
- Hej. Co tam? - zapytała.
Marco zauważył, że miała dziwny głos.
- Coś się stało, Ann?
- Nie, nic. - okłamała go. Reus wiedział, że dziewczyna nie mówi mu prawdy, ale postanowił, że do niej pojedzie.
- Co robisz?
- Siedzę w domu i sprzątam. - w ten sposób piłkarz upewnił się, że brunetka jest w domu. - A coś się stało?
- Nie, po prostu chyba już dawno nie było takiej sytuacji, że nie widzieliśmy się tak długo.
- Faktycznie. Ale niedługo się zobaczymy.
Prędzej, niż myślisz, pomyślał Marco.
- Pewnie. Do zobaczenia?
- Pa. - odpowiedziała Ann i rozłączyła się. Jej oczy znów napełniły się łzami...
Marco zamiast pojechać w kierunku swojego domu, skręcił w ulicę prowadzącą do domu Ann. Zaparkował nieco dalej od domu, a później zapukał do drzwi.
Ann nie spodziewała się już nikogo dzisiaj, ale podeszła do drzwi i otworzyła.
- Marco? Co Ty tu robisz? - zapytała.
- Wiedziałem, że coś jest nie tak. Teraz tak łatwo mnie nie okłamiesz.
- Przepraszam, że Cię okłamałam. - Ann znowu się rozkleiła.
Reus podszedł do niej i przytulił, zamykając jednym kopniakiem drzwi.
- Zabrudzę Ci koszulkę... - powiedziała Ann.
- Nie przejmuj się. Co się stało? - zapytał Marco, prowadząc ją do salonu.
- Rozmawiałam z moją mamą. Pamiętasz, jak Ci powiedziałam, że ta gazeta mnie obsmarowała? - zadała pytanie retoryczne. - To wtedy moja mama mi o tym powiedziała. Chciałam z nią wyjaśnić wszystko i dzisiaj ją zaprosiłam do siebie. - Ann opowiedziała o przebiegu spotkania. Pod koniec znowu się rozpłakała.
- Przykro mi, że musisz wybierać.
- Jak to?
- Pomiędzy mną i swoją mamą.
- To nie tak, Marco. Chcę być z Tobą, bo Cię kocham. Miałam tylko nadzieję, że mama to zaakceptuje...
- Na pewno przemyśli i zrozumie.
- Moja mama taka nie jest. Jak już coś powie, to nie przyzna się do błędu... Szkoda, że znów stracę z nią kontakt...
Ann przesiedziała w objęciach Marco około godziny.
- Na poprawę humoru, załatwiłem coś.
- Co takiego?
- Przeproszą Cię na łamach gazety.
- Naprawdę? Nie musiałeś przecież...
- Ale chciałem. Jak ten facet się przejął. Naprawdę. Chyba w życiu nie widziałem, żeby ktoś tak się bał sądu.
- Jakiego sądu?
- Postraszyłem go, że złożę pozew do sądu.
- Chciałabym zobaczyć jego minę. - uśmiechnęła się Ann. - Dasz mi chwilę? Muszę się przebrać i ogarnąć.
- Jasne. Poczekam.
Ann poszła do łazienki, a w tym czasie Marco zrobił herbatę.
- Dziękuję. - powiedziała brunetka, biorąc herbatę do ręki.
- Mam propozycję nie do odrzucenia. Ostatnio Robert zaprosił mnie na ślub z osobą towarzyszącą. Miałabyś może ochotę?
- Pewnie. A kiedy?
- Za dwa tygodnie.
- Bardzo chętnie pójdę. Trochę się rozerwę.
Wypili herbatę i porozmawiali. Ann poczuła się zdecydowanie lepiej. Doskonale wiedziała, że dobrze robi, wybierając związek z Marco. Udowodni swojej mamie, że ona mogła się pomylić.
- Kocham Cię. - powiedziała w pewnym momencie.
- Ja Ciebie też. - pocałował ją.
Marco był szczęśliwy, że Ann pojawiła się w jego życiu.
- O której się jutro widzimy? - zapytał.
- Nie mam żadnych planów. Choć muszę zrobić małe zakupy. Także może o 13?
- Dobra. Mi odpowiada.
Siedzieli jeszcze godzinę, a później Marco pożegnał się i pojechał do domu.

---------------------------------------------------------------------
Chyba najdłuższy rozdział jak dotąd. Jak Wam się podoba? Zostawiajcie komentarze, bo są dla mnie bardzo ważne.:)
Jutro następny rozdział!

piątek, 28 czerwca 2013

Rozdział 9

- Wtedy rozmawiałem z moim ojcem. Między nami wszystko zaczęło się psuć jeszcze przed moim rozstaniem z Caroline. Często się kłóciliśmy. Tak naprawdę o nic. Zawsze byłem według niego czarną owcą rodziny. Faworyzował moje siostry. Może faktycznie sprawdza się powiedzenie: córeczki tatusia, a synowie mamusi. - uśmiechnął się smutno. - Naprawdę miałem lepszy kontakt z mamą. Do tej pory tak jest. Ale wróćmy do sedna. Po odejściu Caroline przestałem dbać o reputację. Wyprowadziłem się już na stałe z domu. Ważniejsze było to, żeby się bawić. Nie chciałem sprawiać przykrości mojej mamie, która zawsze mnie wspierała. Chodziłem do klubów tylko po to, aby znaleźć sobie dziewczynę na jedną noc.
- Tak było też ze mną? - przerwała mu Ann.
- Początkowo tak. Choć od początku mnie zaintrygowałaś. Byłaś inna niż wszystkie. Do tej pory pamiętam Twój tekst o szklance. - uśmiechnął się na tamto wspomnienie.
- Ja tam wolę zapomnieć o tym, co wtedy gadałam. - odpowiedziała brunetka. - Dobra, już Ci nie przerywam.
- Mój ojciec nie akceptował mojego stylu życia. Nie wiem, dlaczego. Kiedyś o tym myślałem i doszedłem do wniosku, że albo mi zazdrości, że układa mi się, albo mnie nie znosi. Nic więcej nie wymyśliłem. Któregoś dnia wyjątkowo mocno obsmarowały mnie gazety. Wiesz, zdjęcia z jakąś panienką i ten artykuł. Wprost niczego nie powiedzieli, ale tym artykułem zniszczyli w pewien sposób moje życie. Ojciec poprosił, żebym przyjechał do domu. Zdziwiłem się bardzo wtedy, bo nigdy wcześniej mnie o nic nie prosił. Zawsze rozkazy. Pojechałem tam i zobaczyłem, że w domu jest tylko on. Zaczął ze mną rozmawiać. Choć to był raczej monolog. Powiedział mi, że ma już dość. Że nie chce więcej czytać o mnie takich artykułów. Że nie chce więcej się wstydzić za mnie. Że ma dość tego, jak ludzie go zaczepiają na ulicy i wypytują. Szepczą za plecami i plotkują. Najgorsze, co wtedy mi powiedział, było to, że niszczę rodzinę i że nie chce mnie znać. Wtedy był ostatni raz, jak z nim rozmawiałem. Po prostu wstałem i wyszedłem. Od tamtego momentu, jeżdżę do domu, gdy go nie ma. Moja mama wie, że jesteśmy pokłóceni, więc zaprasza mnie, kiedy wie, że ojca długo nie będzie. Nastawił przeciwko mnie moje siostry. Także jedyną osobą,  z którą utrzymuję kontakt, jest moja mama.
Ann nie chciała nic mówić, widziała, jak ciężko mu było opowiadać o tym. Nigdy nie widziała go tak bezbronnego. Przytuliła go. Nie spodziewała się takiej opowieści.
- Zostaniesz na noc? Przygotuję Ci łóżko w innym pokoju, jak chcesz.
- Pewnie, że zostanę. Nie wygłupiaj się. Mogę spać z Tobą przecież... jeśli chcesz.
Uśmiechnął się. Jedynie w oczach nadal miał jakąś nutkę smutku. Ann zmieniła pozycję. Usiadła oparta o jego bok, a on otulił ją swoim ramieniem. Siedzieli tak w ciszy jakiś czas.
- Mam prośbę. - powiedział.
- Jaką?
- Czy mogłabyś kiedyś pojechać ze mną do mojej mamy?
- Chcesz mnie poznać ze swoją rodziną?
- Tylko z mamą. Ojciec mnie nie obchodzi już.
- Dobrze.
- Cieszę się. Mama będzie szczęśliwa, że jestem z kimś dłużej niż jedną noc.
- Pojadę. Mam nadzieję, że mnie zaakceptuje.
- W to nie wątpię.
- Mogłabym się wykąpać?
- Pewnie. Chcesz coś na przebranie?
- Jakbym mogła.
Marco wstał i ,,zmusił'' Ann do wstania. Poszli do jego sypialni. Reus otworzył szafę i dał jej koszulkę.
- Wszystko się ułoży. - powiedziała do niego i jeszcze raz przytuliła. Nie powiedziała tego tylko, żeby go pocieszyć. Głęboko w to wierzyła.
Chwilę później była w łazience. Jejku, nie wiedziała, że Marco miał tak ciężko. Ona narzekała na swoją mamę, bo kilka dni się do niej nie odzywała. Narzekała na ojca, bo często wyjeżdżał do pracy na delegacje. Jak lekkie było jej życie w porównaniu z jego. Wzięła szybki prysznic i wyszła do pokoju. Pozwoliła mokrym włosom opaść na plecy. Szybko zmoczyły koszulkę. Nie lubiła tego uczucia.
- Tak szybko? - Marco zjawił się w sypialni, a ona nawet tego nie zauważyła.
- Nie miałam ochoty na dłuższą kąpiel.
- Dobra, to teraz ja pójdę.
Ann zeszła na dół i znalazła kuchnię. Tym razem bez większych problemów. Zrobiła im kolację. Marco w swojej lodówce miał wszystko. Myślała, że, jak na faceta przystało, będzie ona świecić pustkami. A tu taka niespodzianka. Czytając o nim w gazetach, stworzyła zupełnie inny obraz Marco. Chwilę później dołączył do niej jej ukochany.
- Zrobiłam kolację.
- Widzę właśnie.
Zjedli szybko.
- Chce Ci się spać?
- Nie bardzo. - odpowiedziała.
- To dobrze, bo mam niespodziankę.
- Jaką? - nie za bardzo lubiła niespodzianki. Nigdy nie wiedziała, jak ma zareagować, jeśli coś jej się nie podoba. Nie umiała kłamać.
- Poczekaj tu, dobrze? Usiądź w salonie na kanapie i poczekaj.
- No dobrze. - zgodziła się, zastanawiając się jednocześnie, co Marco mógł przygotować.
***
Idąc na górę, Marco wahał się, czy powinien już teraz jej to dać. Czuł, że jest to znajomość na dłużej, ale bał się, jak przyjmie ten prezent. Początkowo chciał odczekać jeszcze z tydzień, może dwa, ale doszedł do wniosku, że po co ma czekać. Szybko wszedł do sypialni i wziął pudełko. Zbiegł po schodach na dół.
Schował rękę za plecami.
- Zamknij oczy. - poprosił.
Ona spełniła jego życzenie. Wyciągnął rękę i powiedział, żeby otworzyła oczy.
***
Ann nie bardzo wiedziała, co ma powiedzieć. Myślała, że będzie musiała udawać, że jej się podoba. Całkiem miła ta niespodzianka, powiedziała.
- Ale nie jest zaręczynowy? - zapytała, śmiejąc się jednocześnie.
- Nie, nie. Nie musisz się obawiać. - uśmiechnął się do niej.
Ann wyciągnęła dłoń przed siebie.
- Śliczny.
- Zobacz napis.
Zdjęła pierścionek i odwróciła.
'you're my comfort and happiness'. ♥
- Dziękuję! - powiedziała i go pocałowała. Nie spodziewała się takiego prezentu z takim wyznaniem, a na pewno nie tak szybko. Założyła go spowrotem. - A tak w ogóle, to kiedy go kupiłeś?
- Wczoraj, jak byłem z Mario. Opowiedziałem mu o nas i poszliśmy kupić.
- Jest śliczny.
- Cieszę się, że Ci się podoba.
- Marco, ale on musiał być strasznie drogi.
- Naprawdę sądzisz, że cena gra rolę.
- Chodzi mi o to, że będę musiała bardzo uważać.
- Nie musisz go nosić, jak boisz się.
- Ale chcę.
Usiadła w takiej pozycji jak wcześniej, wtulona w Marco.
- Naprawdę się cieszę, że tu jesteś. Nie spodziewałem się, że kiedykolwiek jeszcze spotkam kogoś, przed kim nie będę musiał udawać.
Ann nie zareagowała w żaden sposób, a Marco chwilę później zorientował się, że zwyczajnie zasnęła. Wziął ją na ręce i zaniósł do swojej sypialni. Położył ją, a chwilę później i on się położył obok dziewczyny. Przykrył ją i przytulił. Tak zasnęli razem.


---------------------------------------------------------
Dzisiaj zakończenie roku, tak więc będę z pewnością częściej i bardziej regularnie dodawać kolejne rozdziały. Jak Wam się podoba? proszę, piszcie cokolwiek, bo mam wrażenie, że zwyczajnie Wam się nie podoba...
Zostawcie ślad po sobie.:] Dziękuję z góry.!:*

czwartek, 27 czerwca 2013

Rozdział 8



Natalie była trochę zła na przyjaciółkę, że ta nie dawała znaku życia przez tak długi czas. Jednak, gdy tylko Ann oświadczyła, że musi z nią porozmawiać, zmieniła swoje nastawienie, bo wyczuła, że Ann ma jej coś ważnego do powiedzenia.
- O której się widzimy? - zapytała.
- Mam plany do 17, a później to całkowity luz.
- No dobra. To widzimy się o 18?
- Jasne. U mnie?
- Dobra. Już nie mogę się doczekać tych Twoich rewelacji! - powiedziała Natalie i się rozłączyła.
Ann miała jeszcze blisko godzinę do spotkania z Marco i w tym czasie myślała, jak powinna powiedzieć przyjaciółce o tym, co wydarzyło się w tak krótkim czasie. Jej życie nigdy nie było zbyt intensywne. Nigdy nie mogła powiedzieć, że działo się dużo. Aż do tej pory. Jednak bardzo spodobało jej się to, że ciągle była czymś zaabsorbowana.
Ann przebrała się tak, aby czuć się swobodnie na treningu. Wyszła z domu zbyt wcześnie, dlatego idąc, nie spieszyła się. Wiedziała, że Marco wpuści ją do swojego domu, ale chciała pobyć sama z własnymi myślami choć przez chwilę. Ha, w życiu by nie pomyślała, że spotka Borussen, a jeden z nich będzie jej ukochanym.
Po około 30 minutach doszła do domu Reusa. Postanowiła, że nie wejdzie do niego, bo nie chciała czekać na zewnątrz. Podeszła do drzwi i usłyszała głośną muzykę. Zapukała, ale tak jak myślała, nie otworzył jej. Weszła bez pukania. Na szczęście miał otwarte drzwi. Nieśmiało weszła i usłyszała fragment rozmowy:
- ... nie wtrącaj się w to! Straciłeś prawo do ingerencji w moje życie dawno temu! - chyba skończył rozmowę, bo Ann stała w korytarzu przez jakiś czas i nie usłyszała już żadnego dźwięku.
- Marco? - krzyknęła.
- Ann? - zbiegł po schodach, prawie na nią wpadając. - Co Ty tu robisz? Mieliśmy się spotkać o 13:30.
- Wiem, ale jakoś tak wyszło. Przepraszam, jeżeli Ci przeszkadzam... - słyszała w głosie Marco jakąś irytację. Podejrzewała, że było to spowodowane rozmową, którą przed chwilą zakończył, ale nie była pewna.
- Za co przepraszasz? Nie masz powodu - podszedł do nie i przytulił ją. Ann wyczuwała jakąś desperację w powitaniu.
Marco zastanawiał się, ile dziewczyna słyszała. Chciał jej wszystko powiedzieć, ale nie chciał jej zrazić do siebie, zrzucając na nią tyle swoich problemów. Wiele razy czytał w Internecie, że niby sportowcy to mają łatwe i beztroskie życie. Czasami chciałby się zamienić z kimś ,,zwyczajnym'' życiem. Choć na chwilę. Nie mógł zrobić niczego w tajemnicy, bo miał na ogonie dziennikarzy.
- Coś się stało, Marco? - zapytała Ann.
Czyli jednak słyszała, pomyślał.
- Nie, nic. Po prostu już się stęskniłem. - odpowiedział.
Ann już wiedziała, że Reus ją okłamał. Nie chciała od niego niczego wyciągać.
Marco czuł się nie fair, okłamując ją, ale zdawał sobie sprawę z tego, że i tak jej kiedyś o tym opowie. Jednak pomyślał, że to może nie być odpowiedni czas, a poza tym, to dłuższa historia.
- Idź się szykować na trening. Ja poczekam w salonie.
Mario poszedł się przebrać, a Ann poszła do pokoju. Usiadła na kanapie i podciągnęła nogi pod brodę. Nie chciała, aby Reus coś przed nią ukrywał. Jeśli była jego dziewczyną, to chciała wiedzieć o nim wszystko. Chciała uczestniczyć w jego życiu. Nie tylko w tych szczęśliwych momentach, ale też w smutnych.
Po pięciu minutach Marco przyszedł. Usiadł koło Ann. Ta spojrzała na niego i powiedziała:
- Co się dzieje? Nie będę ukrywać, słyszałam kawałek Twojej rozmowy. Chcę, żebyś wiedział, że chcę być obecna w każdym momencie Twojego życia. Nieważne czy w smutnym, czy w wesołym.
- Wiem, opowiem Ci wieczorem, dobrze? Bo to trochę dłuższa historia, a my nie mamy teraz czasu. Idziemy?
- Jasne.
Marco wziął ją za rękę i poszli na stadion. Cieszył się, że była z nim szczera. Reus poszedł do szatni, gdzie spotkał Mario.
- Cześć, stary. Co się z Tobą ostatnio działo? Nie miałem z Tobą prawie żadnego kontaktu!
- Jak się spotkamy, to pogadamy.
- Dzisiaj?
- Może być, ale musimy przez wieczorem. Umówiłem się z Ann.
- No okej, może być bezpośrednio po treningu
- Najpierw muszę odprowadzić Ann. Przyjedź do mnie około 18.
- Jest tu z Tobą?
- Tak. Powiem Ci więcej. Oficjalnie jesteśmy razem.
- Gratuluję! Kurczę, nie wiedziałem, że to wszystko się tak szybko rozwinie.
- Ja to samo. Co prawda trochę musiałem poczekać, ale było warto - uśmiechnął się na wspomnienie ich wspólnej nocy.
- Uuuuu, działo się pewnie.
- Opowiem Ci, jak się spotkamy.
- Nie mogę się już doczekać! - roześmiał się Goetze.

*** trzy godziny później***
- Ann, możemy już iść, bo Klopp mi pozwolił.
- No dobra, to chodźmy. Nawet dobrze, bo zdążę się ogarnąć przed spotkaniem z Natalie. Chciałabym, żebyś kiedyś ją poznał.
- Jasne. - przytulił ją do siebie. - Idźmy już.

Pół godziny później byli pod domem Ann.
- To widzimy się wieczorem?
- Jasne. Do zobaczenia. - pocałował ją. Obawiał się tego, że jakiś paparazzi może ich przyłapać, ale czego ma się wstydzić? Miłości? Jeszcze tego by brakowało.
Ann weszła do swojego domu i przebrała się. Zrobiła sobie herbatę i usiadła. Ledwie zdążyła to uczynić, a zadzwoniła jej komórka. Na ekranie wyświetlał się dawno niewidziany numer.
- Cześć, mamo.
- Musimy się koniecznie spotkać.
- Tak, mi też miło Cię słyszeć. O co chodzi?
- To nie rozmowa na telefon.
- Jednak wolałabym wiedzieć, bo dawno się nie odzywałaś do mnie, a ja nie wiem, czy chcę z Tobą na ten temat rozmawiać.
- Po prostu dowiedziałam się czegoś i w to nie wierzę.
- Przykro mi bardzo, ale nie chcę rozmawiać w ten sposób. Albo powiesz mi, o co Ci chodzi, albo kończymy rozmowę.
- Przeczytałam, że zostałaś dziwką Marco Reusa.
- Co?! Gdzie?!
- W gazecie.
- Której?
- Nie pamiętam.
Ann nie mogła uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszała.Wiedziała, że ciężko będzie się ukryć przed dziennikarzami, ale nie wiedziała, że zmyślą coś takiego!
- Mamo, muszę kończyć. Zadzwonię do Ciebie później.
- Ale... - jednak Ann nie czekała na to, co powie jej matka. Wybrała numer Reusa.
- Marco? No nie wierzę. Jak oni mogli to zrobić!
- Ale, kochanie spokojnie. Co się stało?
- Paparazzi wymyślili, że zostałam Twoją dziwką. Moja matka zadzwoniła do mnie i zażądała wyjaśnień.
- Przecież wiesz, że to kłamstwo. Miałem z Tobą o tym porozmawiać. Nie wiedziałem, czy się zgodzisz na takie coś. Ja zdawałem sobie sprawę z tego, że będą plotki. Przepraszam, że Ci nie powiedziałem. Że Cię nie ostrzegłem.
- Trudno. Mam nadzieję, że im to minie. Nie chcę być nazywana dziwką.
- Rozumiem Cię, skarbie. Nie przejmuj się tym, dobrze? Ja to załatwię.
- Co chcesz zrobić?
- Jeszcze nie wiem - przyznał szczerze.
- Dobra, muszę się uspokoić. Aż się zagotowałam, jak się dowiedziałam!
- Rozumiem Cię, ale tak było zawsze. Za każdym razem, jak spotykałem się z jakąś dziewczyną.
- Ej, ja muszę kończyć, bo przyszła Natalie.
- Do mnie przed chwilą przyszedł Mario, więc pogadamy wieczorem, dobrze?
- Jasne, kochanie. - rozczuliła ją jego troska. Cieszyła się, że staje w jej obronie.

***
Marco usiadł koło przyjaciela i zaczął mu opowiadać całą historię o Ann. Pominął szczegóły ich wspólnej nocy. Chciał to zostawić tylko dla siebie.
- O, stary, czyli to na poważnie?
- Jeśli tylko ona będzie chciała, to tak. Z mojej strony wszystko jest jasne. Zakochałem się.
- Cieszę się, stary. Ja już nie mogłem patrzeć, jak się staczasz.
- Dzięki, Mario.

*** W tym samym czasie ***
- Aaaaaaaaaaa! Ty i Marco jesteście razem?! - Natalie zareagowała nadzwyczaj entuzjastycznie. Ann myślała, że przyjaciółka nie będzie zadowolona. - To fantastycznie!
- Nie mogę sobie wybaczyć, jak zaczęłam naszą znajomość. Na samo wspomnienie jest mi wstyd. - Ann opowiedziała jej historię ich znajomości. Tak samo, jak Marco pominęła szczegóły niektórych wydarzeń.
- Kurczę, wpadłaś jak śliwka w kompot! Zabujałaś się, co?
- Tak.
- A co z Twoimi zasadami, że seks dopiero po ślubie?
- Natalie, zrozumiałam, że żadne zasady się nie liczą w momencie, gdy w grę wchodzi miłość. Naprawdę. Jestem taka szczęśliwa. Poza dzisiejszym incydentem.
- Co się stało?
- Dziennikarze nazwali mnie dziwką.
- Co?!
- W jakiejś gazecie napisali, że jestem kolejną dziwką Marco.
- No nie. Czy oni we wszystko muszą się wtrącać?!
- Taka jest cena sławy. Marco jest sławny, więc powinnam się liczyć z różnymi opiniami.
- Co nie zmienia faktu, że powinni szanować ludzi. Bez względu na to, czy są z kimś sławnym, czy nie.
- Marco powiedział, że to załatwi.
- Fajnie, że się tak przejął.
Rozmawiały jeszcze przez godzinę.
- Słuchaj, ja muszę już lecieć. - powiedziała Natalie.
- Okej, ale obiecaj mi jedną rzecz.
- Co tam?
- Spotkasz się z Marco. Chcę, żebyś go poznała.
- To mogę Ci obiecać. Musiałabym być nienormalna, żebym mogła nie chcieć któregoś z Borussen!
Ann zaśmiała się. Do niedawna też tak myślała. Pożegnała się z przyjaciółką i poszła szykować do wieczornego spotkania z Marco.

***
Marco usłyszał pukanie do drzwi. Otworzył i, tak jak się spodziewał, ujrzał Ann.
- Wejdź. - podeszła do niego i pocałowała w policzek.
- To co? Porozmawiamy?
- Jasne, zrobię herbatę i pogadamy.
Marco nie wiedział, od czego ma zacząć, dlatego wymigał się herbatą.Wszedł do salonu, w którym siedziała jego dziewczyna.

-----------------------------------------------------------------
Przepraszam, że taki urwany.:) Mam nadzieję, że choć trochę Wam się podoba. Mnie osobiście trochę nie.:) Ale może dlatego, że jest stosunkowo nudny.:>
Czekam na Wasze opinie.:)
Chyba mogę Wam już oficjalnie życzyć udanych wakacji? Tak więc, życzę Wam wspaniałych, pełnych słońca wakacji.:) Mam jednak nadzieję, że znajdziecie choć kilka minut na przeczytanie kolejnych rozdziałów!:D

wtorek, 25 czerwca 2013

Rozdział 7



Pierwsza obudziła się Ann. Zobaczyła ramiona blondyna, a gdy odrobinę uniosła wzrok także jego uśmiechającą się przez sen twarz. Zaczęła się zastanawiać, co teraz będzie: będą oficjalnie razem, będą się ,,ukrywać", czy może w ogóle się rozstaną. Postanowiła, że zostawi to na później. Woli żyć chwilą i patrzeć na ten ideał, który ją obejmował. Po kilku minutach i on się obudził. Spojrzał na brunetkę i ją pocałował.
- Witaj - powiedział.
- Hej.
- Jak się spało?
- Masz bardzo wygodne łóżko. - uśmiechnęła się do niego.
- Też je lubię.
- Mogłabym się wykąpać?
- Jasne. Tam jest łazienka - Marco wskazał jej drzwi.
Ann wzięła ręcznik porzucony wczoraj, owinęła się nim i poszła.
Marco został w łóżku. Zastanawiał się, jak ma oszczędzić dziewczynie bycia na pierwszych stronach gazet. Wiedział, że jeżeli się ujawnią, to będą za nią chodzić wszędzie. Chyba najpierw z nią porozmawia. Dowie się, czy jej by to przeszkadzało. On jest w stanie znieść wszystkie pytania, bo był do  nich już przyzwyczajony. Na każdym kroku czaili się paparazzi, czekający na jakąś sensację. Był w szoku, że ostatnio nic się nie pokazuje.
Ann brała kąpiel w imponujących rozmiarów łazience. Ciągle nie do końca wierzyła w to, co wydarzyło się zeszłej nocy. Nie wierzyła w to, że Marco się nią zainteresował. Jednak była z nim szczęśliwa. Czy to nie wystarczy, aby spróbować? Aby zawalczyć o swoją przyszłość?
Wyszła z łazienki w samym ręczniku. Marco przyglądał się jej pożądliwym wzrokiem.
- Masz wolne, jak chcesz - powiedziała. - Ja pójdę zrobić nam coś do jedzenia.
- Jasne. Daj mi 15 minut.
Ann ubrała się i zeszła na dół, ale zdała sobie sprawę z tego, że zupełnie nie wiedziała gdzie co jest. Najpierw minutę szukała kuchni, a później było już tylko gorzej. Jednak po 10 minutach na stole stały zrobione przez nią kanapki i świeżo zaparzona kawa. W pewnym momencie usłyszała, że zadzwonił dzwonek do drzwi. Słyszała, że Marco wciąż bierze prysznic, a nie wiedziała, czy nie będzie zły, jeśli otworzy. Z powodu braku innych pomysłów, Ann postanowiła, że otworzy. Przeszła przez długi korytarz i przekręciła klucz w zamku. Pociągnęła za klamkę i otworzyła drzwi...
W drzwiach stała Caroline. Spojrzała na nią od góry do dołu.
- O, już Cię przeleciał? - spytała blondynka. - I co? Myślisz, że to zakończy się happy endem? Jaka Ty jesteś naiwna. Dałaś się zwyczajnie nabrać, że coś do Ciebie czuje. Nie czytałaś gazet? - szydziła dalej, choć tak naprawdę wiedziała, że coś jest na rzeczy, bo Marco nigdy nie zapraszał pierwszych lepszych do, do niedawna, ich wspólnego domu.
Ann czuła się potwornie źle. Czy blondyna może mieć rację? - pytała się w duchu.
- Marco! Ktoś do Ciebie! - krzyknęła Ann. Chciała się już schować, uciec sprzed oczu blondynki, która z jakiegoś powodu wyraźnie jej nie znosiła. Wolała nie wplątywać się w relacje Marco z byłą dziewczyną.
- Kto to, kochanie?
Obawy Caroline się potwierdziły. Zdecydowanie coś się dzieje, pomyślała. Ale przecież ta szara myszka nie ma ze mną szans.
- Chodź, bo nie uwierzysz.
- Tobie miałbym nie wierzyć? - Marco zaśmiał się czystym i pogodnym śmiechem.
Ann poczuła się zdecydowanie pewniej, bo wiedziała, że słowa Reusa nie były jedynie ,,na pokaz''. Spojrzała triumfująco na Caroline, której mina już trochę zrzedła.
- Zaraz przyjdzie - powiedziała Ann i odeszła. A raczej uciekła przed ciskającym piorunami spojrzeniem Caroline. Pomimo tego, że schowała się w salonie, to wyraźnie słyszała rozmowę Reusa i jego byłej.
- Czego tu chcesz?
- Widzę, że sprowadziłeś kolejną dziwkę.
- Ann nie jest dziwką. - dziewczyna uśmiechnęła się na słowa blondyna.
- Zwał jak zwał. Przyszłam porozmawiać.
- O czym niby?
- Chcę wrócić.
- Dokąd? – Marco udawał głupiego, ale tak naprawdę wiedział, o co jej chodzi. Serce Ann prawie wyskoczyło jej z klatki piersiowej. Nie wiedziała, co ją czeka. Przecież ona, zwykła nastolatka, nie miała szans w porównaniu z pewną siebie Caroline.
- Do Ciebie.
- Nie. – odpowiedział krótko.
- Jak to nie? – Caroline spodziewała się takiej odpowiedzi po tym, jak zobaczyła tę małą dziwkę w drzwiach.
- Normalnie. Mogłaś pomyśleć wcześniej, zanim mnie zdradziłaś.
- W głowie Ci się przewróciło od tego sukcesu. Znam Cię i wiem, że ta dziewczyna to tylko przelotna znajomość.
- Nie. Myślę, że każdy na moim miejscu by tak postąpił. Nikt nie chciałby być z kimś, kto go zdradził. Poza tym doskonale wiesz, że nigdy żadnych panienek na chwilę nie zapraszałem do domu.
- Będziesz jeszcze tego żałował! Zobaczysz! – krzyknęła wściekła Caroline i uciekła.
Ann słysząc tę rozmowę, popłakała się nieświadomie. Nie spodziewała się, że Marco tak zdecydowanie się jej postawi. Cieszyła się, że nie był już pod wpływem jej uroku. Że ważniejsze było dla niego to, co zrobiła niż to, że byli razem tyle lat. Reus martwił się o to, czy Ann słyszała jego rozmowę. Nie chciał jej narażać na stres
- Ann? – zaczął jej szukać.
- Tu jestem – odpowiedziała dość cicho, wiedząc, że Marco i tak ją usłyszy, bo znajdował się zaledwie kilka metrów od niej.
Reus szybko pobiegł do salonu i zobaczył skuloną w kącie dziewczynę. Podszedł i przytulił ją.
- Nie przejmuj się nią. To przeszłość.
- Ale ona nie ma racji? Przecież gdzie mi do niej? Jak mogłabym się z nią równać?
- Spójrz na mnie – powiedział jej. Nareszcie zrozumiał i był gotów się do tego przyznać.
Ann podniosła zaczerwienione oczy.
- Kocham Cię. Nie ją. Ona to PRZESZŁOŚĆ. Teraz jesteś Ty i będziesz Ty.
Ann przytuliła Reusa. Była przeszczęśliwa po raz pierwszy słysząc wprost jego wyznanie. Marco też był bardzo szczęśliwy, bo w końcu powiedział to, co czuje. W końcu do niego dotarło, co ta dziewczyna z nim zrobiła.
- Zrobiłam śniadanie i zaparzyłam kawę, ale pewnie jest już zimna.
- To dobrze, bo wolę zimną. - uśmiechnął się do niej. Widział, że była bardzo przybita przez słowa, które powiedziała Caroline.
- Kiedy masz trening?
- Po południu. O 14. Może chcesz się ze mną wybrać? Poznasz mojego tyrana.
- Hahahaha. Słyszałam, że jest ostry, ale aż tyran?
- Żebyś wiedziała. Osobiście nie spotkałem nigdy większego.
- Bardzo chętnie z Tobą pójdę.
- Muszę zapowiedzieć kasjerowi, żeby dał Ci karnet.
- Karnet?
- Na moje mecze. A ja Ci dam koszulkę z numerem 11, którą będziesz musiała nosić.
- Z przyjemnością. - pocałowała go. - Ale zdajesz sobie sprawę z tego, że wszystkie dziewczyny będą zazdrosne?
- A niech będą. Zresztą nie wiem dlaczego.
- Myślę, że połowa choćby dlatego, że Cię ubóstwia, a nigdy nie będzie Cię miała. Też byłam o Ciebie zazdrosna.
- O proszę, naprawdę? Kiedy? - Marco chciał dowiedzieć się o niej wszystkiego. Choć nie lubił słuchać o tym, jak jego fanki mdlały na sam dźwięk jego imienia. Nie rozumiał jak można kochać kogoś (choćby z fizycznego punktu widzenia), kogo się nie zna.
- Może nie o Ciebie, ale zazdrościłam Caroline. Chciałam być na jej miejscu.
- Mówisz i masz - uśmiechnął się do niej.
Nagle Ann olśniło.
- O mój Boże! Na śmierć zapomniałam!
- Co się stało?
- Zapomniałam o Natalie!
- O tej Twojej przyjaciółce?
- Tak. Kurczę, tak mi głupio...
- Możesz zwalić całą winę na mnie. - uśmiechnął się.
- Tak łatwo z nią nie pójdzie... Muszę do niej zadzwonić i się umówić.
- Jeśli chcesz, to możesz się z nią spotkać tutaj.
- Dziękuję, ale mam swój dom - uśmiechnęła się do niego.
- Jak chcesz.
- O której musimy wyjść z domu na Twój trening?
- Wystarczy o 13:30.
- No dobra, to umówię się z nią na wieczór.
- To ja może pójdę wtedy do Mario. Dawno go nie odwiedzałem.
- Pewnie. Wiesz co, to ja wrócę do domu, a o 13 będę z powrotem, okej?
- Chcesz, żebym Cię odwiózł?
- Coś Ty, to nie jest daleko! Wczoraj sama przyszłam, to i mogę wrócić.
Podeszła do niego i pocałowała.
- To do zobaczenia.
- Pa. - pocałował ją jeszcze raz, a później patrzył jak oddala się korytarzem w stronę drzwi.
Ann wyszła z jego domu i poszła w stronę swojego. Nie widziała jednak dziennikarza, który zrobił jej zdjęcia...

-----------------------------------------------------------
Jak Wam się podoba? Kurczę, nie spodziewałam się, że będzie tak dużo wejść na mojego bloga. Dziękuję Wam bardzo, ale proszę, żebyście zostawiali po sobie mały ślad w postaci komentarza.:)
Miłego popołudnia życzę!
Jutro będzie kolejny rozdział.:]

poniedziałek, 24 czerwca 2013

Rozdział 6


Marco cały czas był w kiepskiej formie.

- Marco, nie wiem, co się dzieje, ale masz tydzień wolnego. Ogarnij się i wtedy wróć. - powiedział do niego po jednym z treningów Klopp.

- Dziękuję, trenerze. - Cieszył się, że nie próbował niczego od niego wyciągać, a ten tydzień bardzo mu się przyda na ogarnięcie siebie i własnego życia, które nagle zaczęło wymykać mu się spod kontroli. Życia, które tak naprawdę zależało teraz od Ann.

Dziewczyna siedziała w swoim domu, a naprzeciwko niej Natalie. Szukała u niej porady.

- I co ja mam zrobić? - zapytała Ann po tym, jak już opowiedziała całą historię przyjaciółce.

- Zadam Ci jedno pytanie, okej?

- Dawaj.

- Zastanów się, bo jeśli odpowiesz twierdząco, to ja nie wiem , co Ty tu jeszcze robisz. – zrobiła pauzę - Zależy Ci na nim?

- Tak. - odpowiedziała Ann bez wahania. Tego była pewna. Nie wiedziała tylko , czy go kocha.

- To co Ty tu jeszcze robisz?

* * *

Marco, aby oderwać się trochę od swojego życia, od swoich myśli, wybrał się do mamy.

- Cześć skarbie. - przytuliła go. Czuła, że coś jest nie w porządku. Widziała jakiś smutek w jego oczach.

- Mamo. - odwzajemnił jej uścisk. Kiedy poczuł ramiona matki, rozluźnił się.

- Chodź, zrobię herbatę. - jego mama nigdy nie robiła kawy, bo uważała, że to jest bardzo niezdrowe. Wyczuwała, że coś jest na rzeczy.

- Jak żyjesz, Marco?

- Całkiem dobrze. - skłamał.

- Nie kłam, synku. Znam Cię.

- Tak szczerze, to całkiem beznadziejnie.

- Co się dzieje? Coś źle z meczami?

- Żeby to chodziło tylko o drużynę...

- Co się dzieje? - spytała już bardzo zaniepokojona jego matka.

- Poznałem kogoś.

- Och, i tym się tak martwisz? Przecież to wspaniała wiadomość!

- Ona jest inna. - opowiedział jej całą historię, bo nie bardzo wiedział, jak ma określić jej inność. Miał nadzieję, że sama zrozumie. - Wiesz, mamo, co jest najlepsze?

- No co?

- Nie obraź się, że mówię tak wprost. To jest pierwsza dziewczyna, na której zależy mi na tyle, aby nie chcieć zaciągnąć jej do łóżka.

- Ah, to wspaniale! Bałam się, że już zawsze zostaniesz taki jak po zdradzie Caroline.

Marco nie spodziewał się takiej reakcji mamy. Wiedział, że go akceptowała, ale myślał, że nie akceptuje jego zachowania.

- Tylko mamo, ona poprosiła mnie o czas do namysłu, bo sama jest pogubiona…

- Więc go jej daj. Przemyśli wszystko i zobaczy, jakiego wspaniałego człowieka poznała.

- Dziękuję, mamo. – podszedł do niej i po raz drugi ją przytulił.

* * *

Po powrocie od mamy około 14:30 postanowił, że pojedzie na siłownię. Nie chciał tracić formy przez urlop otrzymany przez Kloppa. Wiedział, że to i tak było ogromne poświęcenie ze strony trenera, że pozwolił mu na tydzień nieobecności.

* * *

Ann postanowiła, że pójdzie do Marco. Wiedziała, że do 16 ma trening, dlatego pod domem Reusa zjawiła się o 16. Wolała na niego poczekać. Kiedy zobaczyła, że samochód Marco wjeżdża na podjazd, wstała. Podbiegła do wysiadającego Marco, rzuciła mu się na szyję i pocałowała go. Po raz pierwszy to ona zainicjowała pocałunek, biorąc pod uwagę jedynie te, które nie wydarzyły się pod wpływem alkoholu. I całkowicie zaskoczyła tym Reusa.

- Chcę, żebyś był. - spojrzała mu w oczy.

- Długo kazałaś mi na siebie czekać. - też ją pocałował.

W tym momencie Marco czuł, że jego serce rozpiera radość. Tak bardzo się cieszył. Nie spodziewał się, że aż tak bardzo się ucieszy z decyzji dziewczyny.

Zaprowadził ją do swojego domu.

- Dasz mi 10 minut? Muszę wziąć prysznic, bo jestem po siłowni.

- Jasne.

Weszła do jego salonu. Nie była już tak onieśmielona. Musiała się przyzwyczajać do myśli 'Marco, mój chłopak'. Uśmiechnęła się do siebie. Pierwszy raz się zakochała. Jednak dopiero teraz zdała sobie z tego sprawę. To, co było, minęło.

Tak, jak Marco obiecał, po 10 minutach był na dole. Zaskoczył ją, bo zszedł w samym ręczniku. Zapatrzyła się na jego ciało. Ideał. To było jedyne  słowo, które przychodziło jej na myśl, widząc półnagiego Marco. Widziała go bez koszulki na meczach, ale teraz to było coś całkowicie innego. Pożądanie? Sama nie wiedziała.

Podszedł do niej i ją przytulił. Nie do końca jeszcze wierzył w swoje szczęście. Ann czuła się na właściwym miejscu. Nareszcie.

- Nie byłeś na treningu? - zapytała go, przypominając sobie, co powiedział na początku ich rozmowy.

- Hmm... no cóż. Prawda jest taka, że od czasu, kiedy poprosiłaś mnie o czas, to nie nadawałem się do niczego. Oczywiście chodziłem na treningi, jadłem, ale nie nadawałem się do niczego więcej. Jak będziesz miała okazję, to spytaj Mario. Zobaczysz. Będzie pewnie narzekał na mnie jak stara pudernica. - uśmiechnął się do niej. Był z nią absolutnie szczery. Nawet z Caroline nie zdarzyło mu się tak naturalnie i otwarcie rozmawiać. Ann również się zaśmiała.

Spojrzała mu w oczy i pocałowała go. Na chwilę się od niego oderwała, ale tylko po to, aby powiedzieć:

- Chcę tego, Marco. - Sama się zdziwiła, że to powiedziała. Być może zadziałało pożądanie. Być może chemia, która między nimi była.

Reus przez chwilę był zdezorientowany, ale po chwili zrozumiał, o co chodzi. Był pełen wątpliwości. Nie chciał w ten sposób zaczynać znajomości. Ona również; nie wiedziała, czy Reusowi nie chodziło tylko o seks. Nie wiedziała, czy dobrze robi, pozwalając mu być tym pierwszym. Jednak czuła, że tym razem się nie zawiedzie.

Spojrzał jej prosto w oczy, doszukując się cienia wątpliwości, ale ona doskonale je ukryła. Zaczął ją czule całować, wziął ją na ręce i zaniósł do swojej sypialni. Nie chciał jej zawozić do żadnego hotelu, bo była dla niego ważniejsza od tych puszczalskich panienek. Z rąk wypuścił ją dopiero w momencie, gdy oboje byli na łóżku. Klęknęli naprzeciwko siebie; byli równi. Ann uśmiechnęła się niepewnie do niego, a Marco obdarzył ją jednym ze swoich najwspanialszych uśmiechów. Kiedy zawisł nad jej biodrami, znowu ogarnęły go wątpliwości. Jednak Ann rozwiała je wszystkie, mówiąc:

- Kocham Cię, Marco. - dotarło do niej, że naprawdę go pokochała.

Po raz drugi tego dnia, serce Marco przepełniło szczęście i delikatnie złączył ich ciała w jedno. W oku Ann pojawiła się łza, łza szczęścia. Ona skryła uśmiech w jego barku, myśląc jednocześnie, że to będzie najpiękniejszy wieczór w jej życiu.

* * *

O ile Ann usnęła bardzo szybko, to otulający ją ramionami Marco nie mógł. Analizował to, co się stało. Patrzył jak jego ukochana śpi w jego ramionach, uśmiechając się i zaczęło do niego częściowo docierać, co się z nim dzieje.

- Też Cię kocham - wyszeptał cicho, nie chcąc jej budzić. Przez moment miał wrażenie, że ją obudził, ale nie; Ann tylko bardziej się do niego przytuliła. Objął ją i tak zasnął.

-------------------------------------------------------------------------------------
Jak Wam się podoba?:)
Powiem Wam, że nie spodziewałam się, jak trudno pisze się takie sceny. Siedziałam nad tym ponad godzinę i wprowadzałam jakieś poprawki. Ciągle myślę, że ten rozdział mógłby być lepszy... A Wy, jak myślicie? Zostawiajcie komentarze, nawet jeśli miałyby one być negatywne. Będę wtedy wiedziała, co poprawić.:)

sobota, 22 czerwca 2013

Rozdział 5



-TYDZIEŃ PÓŹNIEJ-

Od samego rana Ann szykowała się do meczu. Nie bardzo wiedziała, w co ma się ubrać, bo niestety nie miała żadnej koszulki meczowej. Jedyny gadżet, który cudem udało jej się dostać to szalik, więc zdecydowała, że z pewnością do weźmie. Wyszła z domu półtorej godziny przed meczem, choć jej dom od stadionu dzieliło zaledwie 15 minut spacerem. Wiedziała, że jak zawsze będzie mnóstwo kibiców. Nie dziwiła się temu, bo przecież to miasto żyło jedynie Borussią.

***
Ann krzyczała wraz z innymi kibicami, ale tak naprawdę, choć skrycie, kibicowała tylko jednemu panu. Temu z numerem 11. Kiedy Marco strzelił gola, podbiegł do niej, bo miała miejsce najbliżej boiska i znienacka ją pocałował.
- Ten był dla Ciebie. - powiedział, patrząc jej prosto w oczy.
Była zbyt oszołomiona, żeby mu coś odpowiedzieć, ale wszystkie twarze zwróciły się w jej kierunku. Czuła, że zaraz zapadnie się pod ziemię. I nie dlatego, że Marco ją pocałował, ale dlatego, że nagle to ona stała się sensacją. Słyszała zazdrosne szepty za swoimi plecami. Nie wiedziała, jak miała się zachować, gdy jeden z dziennikarzy, który miał miejsce w jej sektorze, zasypał ją gradem pytań:
- Co łączy Panią z Marco Reusem? To przelotny romans, czy stała znajomość? Od jak dawna się znacie? - jednak Ann po drugim pytaniu wyłączyła się i przestała go słuchać. Patrząc na boisko, na Marco, dotknęła swoich ust, które przed kilkunastoma sekundami były złączone w pocałunku z piłkarzem.
Marco sam nie wiedział, czemu to zrobił, ale był szczęśliwy. Koledzy z drużyny, a w szczególności Mario patrzyli na niego osłupieni. Mario pamiętał jak Reus był z Caroline i nigdy nie pozwolił sobie na tak luźny gest. Być może dlatego, że Caroline nie reagowała tak spontanicznie, gdy jego przyjaciel zdobył gola. Nie skakała z radości ani w ogóle nie pokazywała, żeby się jakoś specjalnie cieszyła. Mario czekał na to, co się wydarzy. Wiedział, że jak przyjdzie odpowiedni moment, to Reus mu wszystko wyjaśni. Jednak koledzy szybko zapomnieli o tym incydencie, gdyż musieli dalej grać. Zdobyli jeszcze dwa gole, przy czym jedną asystę zaliczył Marco.
***
Po meczu przy szatni czekała na niego Ann. Bez słowa podeszła do niego i go pocałowała.
- Gratuluję. - powiedziała. Odwróciła się i już chciała odejść, ale Marco jej na to nie pozwolił. Złapał ją za rękę, a ona poczuła delikatny dreszcz. Zaprowadził ją do jakiegoś pomieszczenia i, nie chcąc być nachalnym, zaproponował:
- Chciałabyś pójść ze mną na imprezę po meczu u Mario? - zapytał. Nie planował jej zapraszać. To wyszło jakoś tak samo, spontanicznie.
- U TEGO Mario?
- Hahahaha – zaśmiał się Reus, widząc jej zdziwienie i może lekkie zdezorientowanie. – Tak, do Mario Goetze.
- I będzie tam reszta drużyny? - dopytywała się Ann.
- Tak. – odpowiedział Reus, nie będąc świadomym, do czego dąży dziewczyna.
- To chyba nie.
- Jak to? Wyjaśnisz mi? – połowa dziewczyn na świecie dałaby wiele, żeby znaleźć się na takiej imprezie, a on trafił akurat na tak pokręconą dziewczynę.
- No proszę Cię! Ja z piłkarzami? Głupio będę się czuła…
- Będę Ci towarzyszył cały czas. – obiecał.
- No nie wiem…
- Nie daj się prosić. Poznam Cię ze wszystkimi.
- Przecież ja słowa nie wypowiem, jak ich zobaczę.
- Mnie zobaczyłaś i dogadujemy się jakoś. – uśmiechnął się. Nie bardzo wiedział, jak ma ją przekonać do swojego pomysłu. Z jednej strony nie chciał naciskać, a z drugiej w jakiś dziwny sposób zależało mu na tym, aby ona tam z nim poszła.
- No dobrze, ale nie na długo. Okej? – całe szczęście nie musiał jej przekonywać.
- Dobrze, nie ma problemu. Ja też jestem zmęczony po meczu.
- Nic dziwnego, gol i asysta z pewnością może zmęczyć.
Wyszli z tego pomieszczenia nic więcej nie mówiąc. Marco zastanawiał się czy dobrze robi. Czy słusznie ,,pakuje się’’ w tę znajomość? Czy będzie umiał jej nie zranić? Ann zastanawiała się, o co chodzi Reusowi. Dlaczego tak się zachowuje? Dlaczego ją zwodzi? Przecież to uwodziciel. A ona tak łatwo daje mu się nabrać… Była trochę zła na siebie, ale przyzwyczaiła się już do jego obecności, choć znali się bardzo krótko. Jego pojawienie się pomogło przetrwać najcięższy czas w jej życiu. Nie była już przybita, cieszyła się życiem.
Marco poszedł do szatni, szybko wziął prysznic, przebrał się z brudnego stroju i podszedł do Mario.
- Stary, mogę kogoś przyprowadzić na imprezę? – Marco wcześniej nie pytał Mario, bo wiedział, że przyjaciel się zgodzi.
- Jasne. To ta dziewczyna, którą pocałowałeś? Co się dzieje? – zapytał.
- Nie wiem. Powiem Ci, jak będę sam wiedział. – odpowiedział Reus zgodnie z prawdą.
Wyszedł z szatni, a Ann na niego wciąż czekała.
- Jedziemy? – zapytał.
- Jasne.
- Mam tylko prośbę. Wejdziemy na chwilę do mnie, bo muszę zostawić rzeczy, okej?
- Do Twojego domu?
- Pewnie, że do mojego. Chyba, że czegoś potrzebujesz, to możemy wstąpić też do Twojego.
- Nie, to nie o to chodzi. Po prostu w ciągu kilkunastu dni się tyle wydarzyło, że chyba nie do końca to ogarniam.
- O to chodzi! Przyzwyczaisz się.
Czy to była jakaś obietnica? Tego nie wiedziała, ale brnęła w tę znajomość, nie zważając na konsekwencje. Przebywanie z Reusem było z pewnością dużo lepsze niż leżenie w łóżku i użalanie się nad własnym życiem. Teraz przynajmniej coś się działo.
Weszli do domu piłkarza. Marco przepuścił ją w drzwiach, a sam wszedł później i od razu skierował się w stronę schodów na górę. Ann stała w korytarzu i zaczęła się rozglądać, jednocześnie nasłuchując, czy Reus nie nadchodzi. Zobaczyła nowocześnie urządzony salon, w którym panował mały bałagan. W tym samym czasie Marco zastanawiał się, co robi dziewczyna. Czy była na tyle ciekawa, że weszła dalej? Czy jednak czuła się na tyle niepewnie, aby zostać tam, gdzie ostatnio ją widział? Zszedł szybko po schodach, ale nie zobaczył jej na korytarzu. Szedł i na nią wpadł.
- Przepraszam Cię. – powiedział, przytrzymując ją w talii, aby nie upadła. Byli tak blisko siebie, że Ann widziała dokładnie obwódki jego tęczówek, a on dostrzegł jak jej źrenice nagle rozszerzyły się. – Nic Ci się nie stało? – zapytał.
- Coś Ty. Stałoby się, gdybyś mnie nie złapał. – próbowała obrócić całą sytuację w żart, ale po raz kolejny poczuła dziwny dreszcz, którego sama nie rozumiała. Marco tego już nie skomentował, bo widział, że dziewczyna bardzo intensywnie nad czymś myśli.
- To co jedziemy? – zapytał tylko.
- Jeśli jesteś gotowy, to oczywiście.
Wyszli z domu, Marco włączył alarm i, jak przystało na dżentelmena, otworzył przed nią drzwi do swojego samochodu. Zazwyczaj na imprezę nie jechał samochodem, ale postanowił, że dziś u Mario nie będzie pił.
Dotarli na miejsce po kilkunastu minutach.
- Spokojnie, Ann. Oni są fajni. - uśmiechnął się do niej.
- W to nie wątpię. - odpowiedziała. Bardziej bała się tego, jak zostanie przyjęta.
- Jezu, uśmiechnij się.
Wykrzywiła usta, próbując się uśmiechnąć.
- Powiedzieć Ci coś szczerze? - zapytała.
- Dawaj.
- Tak naprawdę to obawiam się tego, jak mnie przyjmą, bo przecież to są moi idole. Ja uwielbiam Borussen!
- Hahahahahahaha! - zaczął się głośno śmiać.
- Ciszej, bo Cię usłyszą i będziesz musiał im powiedzieć.
- Prze... przepra... przepraszam. Nie mogę z Ciebie.
- Ty nigdy nie miałeś stresa?
- Raz. - nagle przestał się śmiać. - Przed poznaniem rodziców Caroline.
Zapadła niezręczna cisza. Marco nie wiedział, co powiedzieć, a Ann nie chciała wtrącać się do jego życia prywatnego. Marco czuł, że to on powinien coś powiedzieć, bo to on spowodował to napięcie.
- Idziemy? - zapytał.
Ann tylko niepewnie potrząsnęła głową. On wystawił do niej dłoń, a ona ją ujęła. Jednocześnie mówiła sobie, że taki uścisk się nie liczy i nic nie znaczy.
Weszli bez pukania do domu Goetzego.
- Ej, wypada tak bez pukania? - zapytała Reusa.
- Uwierz mi, nic złego się nie stanie. U nas to normalne.
- U nas?
- W sensie w drużynie. Jak jest impreza, to nikt nie puka.
Ann już się nie odezwała. Zaczynała być podekscytowana tym, że zaraz spełni się jedno z jej marzeń.
- Mario! - zawował Reus.
- Wchodźcie! Czekamy na Was - odkrzyknął.
Czyli Goetze uprzedził drużynę, że Reus nie będzie sam, pomyślała.
Weszli do ogromnego salonu. Jednak to, co najbardziej zszokowało Ann, to fakt, że na fotelach i kanapie siedzieli: Lewy, Piszczu, Błaszczu, Roman, Felipe, Marcel, a obok stał nie kto inny jak Mario Goetze. Ann stała i patrzyła, nie bardzo wiedząc, co ma robić. Jednak Marco, widząc jej zmieszanie przejął kontrolę i zapoznał ją ze wszystkimi. Kolejni piłkarze podchodzili do niej i się przedstawiali. Miała ochotę się roześmiać, bo przecież znała ich wszystkich. Ale dopiero teraz osobiście. Na koniec podszedł do niej Mario i, ku jej zdziwieniu, przytulił ją, jednocześnie szepcąc:
- Jesteś drugą dziewczyną, którą przyprowadził na spotkanie z nami.
Co to miało oznaczać? Mam się czuć wyróżniona? - rozmyślała Ann. Jednak nie miał zbyt wiele czasu, bo impreza się zaczęła. Dziewczyna rozmawiała ze wszystkimi, ale Marco, tak jak jej obiecał, cały czas przy niej był. Nie rozmawiali ze sobą, bo Ann poczuła nic porozumienia z piłkarzami. Poznawała Reusa z zupełnie innej strony. Na pewno nie z tej, którą ukazali dziennikarze.
- Mario, czy pokazałbyś mi, gdzie jest łazienka? - Ann zwróciła się z prośbą.
- Jasne. Chodź.
Wstała i poszła za piłkarzem.
- O co Ci chodziło z tamtym?
- O to, że coś pozytywnego się z nim dzieje. A to dzięki Tobie. Nie widziałem go takiego od czasu, gdy był z Caroline. Dziękuję Ci bardzo. Nie bardzo wiedziałem, jak mam mu pomóc, a to mój przyjaciel. Widziałem, jak powoli się stacza, a nie chciałem tego widzieć. Od momentu, gdy poznał Ciebie jest inny. Naprawdę Ci dziękuję.
- Nie ma za co - powiedziała Ann, czując, że się czerwieni. Tak naprawdę nic nie zrobiła. Więcej on zrobił dla niej, pomyślała.
Po około 30 minutach Ann powiedziała do Marco:
- Czy moglibyśmy się już zbierać?
- Miałem Ci to samo zaproponować.
5 minut później byli już w samochodzie.
- O czym rozmawiałaś z Mario? - spytał Marco.
- O niczym. Ale muszę z Tobą porozmawiać.
- To pojedźmy do mnie i porozmawiamy przy kawie. - Marco nie był głupi i wiedział, że ona coś przed nim zataja.
- Lepiej do mnie. - upierała się Ann.
- No, dobra.
 ***
Po 10 minutach jazdy w kompletnej ciszy, weszli do jej domu.
- Siadaj.
Reus siedział jak na szpilkach. Całkowicie nie wiedział, co go czeka. Czuł, że może to nie być do końca miła rozmowa.
- Czego ode mnie oczekujesz, Marco?
- W jakim sensie?
- Dobra, to inaczej. Nie jest w stanie dać Ci niczego więcej niż przyjaźń. Nie w tym momencie. Jestem szczęśliwa, że jesteś, bo pozwoliłeś mi się otrząsnąć z poprzedniego związku. Dzięki Tobie przetrwałam najtrudniejszy czas w życiu i nigdy Ci się za to nie odwdzięczę. Nawet moja przyjaciółka, Natalie, nie zrobiła tyle, co Ty w tak krótkim czasie. Przyjaciele? - wyciągnęła do niego rękę.
Marco wstał i w osłupieniu podszedł do niej. Złapał Ann w pasie, przyciągnął do siebie i pocałował.
- Tak nie robią przyjaciele. - wyszeptała.
- A kto powiedział, że ja chcę nim być? - odpowiedział pytaniem i wrócił do całowania.
Kiedy kilka minut później siedzieli z kubkami herbaty w rękach, nie odzywali się do siebie. Ann miała totalny mętlik w głowie. Nie wiedziała już, czego chce. Wiedziała, że coś do niego czuje. Tylko, czy to wystarczy, aby z nim być? Czy to wystarczająco dużo, aby mu zaufać? Marco siedział i czekał. Wiedział, że musi dać jej czas. Po raz kolejny dzisiejszego dnia widział, że Ann nad czymś myśli. Tym razem jednak wiedział, o czym.
- Marco?
- Tak?
- Dasz mi trochę czasu?
- Oczywiście.
- Nie zrozum mnie źle. Mam totalny mętlik w głowie.
- Poczekam. Zostawię Cię teraz samą, dobrze?
- Okej - uśmiechnęła się do niego.
Wstała i odprowadziła Reusa do drzwi.
- Jak coś postanowisz, to zadzwoń. Zapisałem Ci numer w komórce, jak herbatę robiłaś.
- Dziękuję. Do zobaczenia.
- Cześć. - I wyszedł. Cały czas miał ochotę tam wrócić i jakoś ją przekonać, ale się powstrzymał. Postanowił poczekać. To była pierwsza dziewczyna od czasu Caroline, na której w jakiś sposób mu zależało.
Ann została sama. Biła się z myślami przez blisko tydzień. Kilka razy brała telefon do ręki, by za chwilę go odłożyć. Marco cały czas czekał. Jego dni były takie same - nijakie. Wstawał, jadł śniadanie, szedł na trening, wracał do domu, jadł kolację i po kąpieli szedł spać. Mario widział, jak bardzo męczył się przyjaciel. Chciał nawet odwiedzić Ann, ale nie chciał wywierać na niej presji. Również czekał. 
- Stary, co się dzieje? - zapytał go po jednym z treningów.
- Nie wiem. - przyznał Reus, chowając głowę w dłoniach.
Goetze już nie dopytywał, ale
zaczynał podejrzewać, co się dzieje z Marco.


--------------------------------------------------
I jak Wam się podoba?:)

To chyba jeden z dłuższych rozdziałów jak do tej pory.
Zostawiajcie komentarze, bo są dla mnie niezwykle ważne.:]