czwartek, 20 czerwca 2013

Rozdział 2



Ann obudziła się w odrobinę lepszym nastroju. Miała nadzieję, że sen przyniesie jej jakiekolwiek ukojenie. Co prawda było to bardziej odrętwienie, ale wolała to niż wszechogarniający ból.
- Halo? - odebrała telefon.
- Nareszcie! Dobijam się do Ciebie od rana.
- Nic mi nie jest, Natalie. Żyję.
- Słyszę. Lepiej Ci?
- Bywało lepiej, ale daję radę. Pójdziemy dziś do klubu?
- Jesteś tego pewna?
- Tak, potrzebuję pobyć wśród ludzi. Najlepiej całkowicie obcych.
- Znam taki jeden klub, ale znajduje się w drugiej części Dortmundu.
- Mnie to nie przeszkadza. Może być.
- No okej, to o której?
- Idziemy na 19?
- Do zobaczenia! - pożegnała się Natalie i  rozłączyła się.
Ann poszła do łazienki. Musiała się ogarnąć. Gdy zobaczyła swoje odbicie w lustrze, to uśmiechnęła się z przerażeniem.
- Nigdy więcej nie zaufam tak bardzo facetowi. Nie są tego warci. - powiedziała do siebie i przemyła twarz lodowatą wodą.
* * *
Tymczasem w pokoju hotelowym, który wynajął Marco, rudowłosa kobieta wyszła z łazienki. Spojrzał na nią. Była ładna. Zresztą on nie sypiał z brzydkimi kobietami. Skoro mógł wybierać, to wybór padał zawsze na jakąś młodą i ładną kobietę. W sumie to chyba było naturalne. Jeszcze raz spojrzał na tę kobietę, a ona się do niego uśmiechnęła. Nie potrafił uczynić tego samego. A może nie chciał jej dawać żadnych nadziei? Może tak naprawdę nie był takim skurwysynem bez uczuć.? Może gdzieś w nim tkwiło jakieś dobro? Jego rozmyślania przerwał dzwoniący telefon.
- Cześć, skarbie. Gdzie jesteś?
- Cześć mamo. W Dortmundzie. A gdzie miałbym być?
- Nie wiem. Ostatnio tak rzadko się odzywasz. Może byś wpadł?
- Dzisiaj?
- Jeśli masz czas.
- Dobrze. Będę o 13.
- Czekam, kochanie.
Rozłączył się. Tak, mama była chyba jedyną osobą, która bez względu na wszystko była z nim. Wspierała go. Nie zwracała większej uwagi na to, co  wypisywali w gazetach dziennikarze. Taka była ich praca. Wyszukiwali sensacji, przypinając akurat jej synowi łatkę największego skurwiela ostatnich lat.
Marco wyszedł z hotelu, wcześniej płacąc za pokój. Kobieta w recepcji życzyła mu miłego dnia, ale Reus ją zignorował. Była 11, kiedy wpadł szybko do domu. Wziął szybki prysznic i się przebrał. Zjadł śniadanie i nim się obejrzał, musiał już wychodzić, bo inaczej spóźniłby się. Jedyną osobą, z którą się liczył była jego mama. Przy niej nie musiał niczego udawać. Mógł być sobą. Miał nadzieję, że nie będzie musiał się spotykać z ojcem, który wierzył we wszystko, co było napisane w gazetach. Wszedł do swojego domu  zobaczył mamę. Podeszła do niego i przytuliła. Poczuł się tak bezpiecznie jak w dzieciństwie.
- Jest ojciec? - zapytał, całując mamę w policzek.
- Nie. Specjalnie wybrałam taki dzień.
- Dziękuję, mamo. Co u Ciebie?
- Po staremu. A co u Ciebie?
- Powiem wprost. Poprosiłam Cię, żebyś przyjechał, bo martwię się o Ciebie. Kolejne artykuły się pojawiają, które mnie martwią. Kochanie, opamiętaj się. Ja wiem, że jest Ci niesamowicie ciężko, ale musisz to przetrwać.
- Nie wiem jak - przyznał szczerze  całkowicie bezradny Marco.
- Pomogę Ci. Tylko powiedz, że nie odrzucisz mojej pomocy.
- Mamo, sam muszę się otrząsnąć. Dam sobie radę. Dziękuję, że tak bardzo we mnie wierzysz. - przytulił ją.
- Co innego mogłabym zrobić?
Marco rozmawiał jeszcze przez godzinę z mamą, ale kiedy oświadczyła mu, że za chwilę wróci ojciec, zdecydował, że wróci do siebie. Nie chciał się z nim widzieć. Nie po tych wszystkich słowach, które od niego usłyszał. Wierzył w to, że rodzina powinna się wspierać, nawet wbrew temu, bo czyta się w gazetach. A o nim było wiele niepochlebnych opinii. Zdawał sobie z tego sprawę. Jednak ojciec zna go od urodzenia i powinien wiedzieć, jaki jest. Nie powinien wierzyć w jego pozorny obraz, jaki stworzyli dziennikarze. Bardzo dużo dawała mu świadomość, że mama go wspiera, ale póki co nie był w stanie zrezygnować ze swojego trybu życia. Jeszcze nie.
- Mario. Idziesz ze mną dziś do klubu? - zadzwonił do przyjaciela.
- Nie mogę dzisiaj. Sorry. Muszę pojechać do rodziców. Dawno u nich nie byłem i obiecałem, że wpadnę.
- No dobra. To widzimy się jutro?
- Jasne.
Nigdy się nie żegnali, więc i tym razem się tylko rozłączył. Wszedł do domu i włączył kanał muzyczny w telewizji. Oczywiście tak głośno jak tylko jego uszy mogły znieść i poszedł do łazienki, by po raz kolejny wziąć prysznic. Kiedy skończył poszedł do swojego pokoju, aby wybrać ubrania na dzisiejszy wieczór. Wybrał swoją ulubioną koszulkę z Kaczorem Donaldem i dżinsy. Zabrał także bluzę, bo wiedział, że wieczór ma być chłodny. Po raz kolejny dzisiejszego dnia zamknął drzwi, wcześniej załączając alarm i wyszedł. Nie pojechał samochodem. Do klubów nigdy nim nie jeździł. Oczywiście wzbudził sensację idąc, ot tak, po prostu ulicami Dortmundu. Jakieś dzieciaki poprosiły go o autograf. To była kolejna rzecz, której ulegał. Za każdym razem, gdy jakieś dziecko prosiło go o autograf, nigdy nie odmawiał. Rozczulał go fakt, że  jest aż tak rozpoznawalny, nawet przez kilkuletnie dzieciaki. Może nie powinno go to dziwić - to miasto żyje piłką nożną. To miasto kochało Borussię. On również kochał Borussię i Borussen. Mimo że bezpośrednio po zerwaniu, myślał o odejściu, to doskonale wiedział, że nie mógłby inaczej żyć, bo to było całe jego życie. Tam znajdywał spokój, przyjaciół i możliwość oderwania się od rzeczywistości. Czuł się jak w domu.

---------------------------------------------------------------------------------------

Jak Wam się podoba.?:)

2 komentarze: