Ann obudziła się
w odrobinę lepszym nastroju. Miała nadzieję, że sen przyniesie jej jakiekolwiek
ukojenie. Co prawda było to bardziej odrętwienie, ale wolała to niż
wszechogarniający ból.
- Halo? -
odebrała telefon.
- Nareszcie!
Dobijam się do Ciebie od rana.
- Nic mi nie
jest, Natalie. Żyję.
- Słyszę. Lepiej
Ci?
- Bywało lepiej,
ale daję radę. Pójdziemy dziś do klubu?
- Jesteś tego
pewna?
- Tak, potrzebuję
pobyć wśród ludzi. Najlepiej całkowicie obcych.
- Znam taki
jeden klub, ale znajduje się w drugiej części Dortmundu.
- Mnie to nie
przeszkadza. Może być.
- No okej, to o
której?
- Idziemy na
19?
- Do
zobaczenia! - pożegnała się Natalie i
rozłączyła się.
Ann poszła do łazienki.
Musiała się ogarnąć. Gdy zobaczyła swoje odbicie w lustrze, to uśmiechnęła się
z przerażeniem.
- Nigdy więcej
nie zaufam tak bardzo facetowi. Nie są tego warci. - powiedziała do siebie i przemyła twarz lodowatą wodą.
* * *
Tymczasem w
pokoju hotelowym, który wynajął Marco, rudowłosa kobieta wyszła z łazienki.
Spojrzał na nią. Była ładna. Zresztą on nie sypiał z brzydkimi kobietami. Skoro
mógł wybierać, to wybór padał zawsze na jakąś młodą i ładną kobietę. W sumie to
chyba było naturalne. Jeszcze raz spojrzał na tę kobietę, a ona się do niego uśmiechnęła.
Nie potrafił uczynić tego samego. A może nie chciał jej dawać żadnych nadziei?
Może tak naprawdę nie był takim skurwysynem bez uczuć.? Może gdzieś w nim tkwiło
jakieś dobro? Jego rozmyślania przerwał dzwoniący telefon.
- Cześć,
skarbie. Gdzie jesteś?
- Cześć mamo. W
Dortmundzie. A gdzie miałbym być?
- Nie wiem.
Ostatnio tak rzadko się odzywasz. Może byś wpadł?
- Dzisiaj?
- Jeśli masz
czas.
- Dobrze. Będę o
13.
- Czekam,
kochanie.
Rozłączył się.
Tak, mama była chyba jedyną osobą, która bez względu na wszystko była z nim.
Wspierała go. Nie zwracała większej uwagi na to, co wypisywali w gazetach dziennikarze. Taka była
ich praca. Wyszukiwali sensacji, przypinając akurat jej synowi łatkę największego
skurwiela ostatnich lat.
Marco wyszedł z
hotelu, wcześniej płacąc za pokój. Kobieta w recepcji życzyła mu miłego dnia,
ale Reus ją zignorował. Była 11, kiedy wpadł szybko do domu. Wziął szybki
prysznic i się przebrał. Zjadł śniadanie i nim się obejrzał, musiał już
wychodzić, bo inaczej spóźniłby się. Jedyną osobą, z którą się liczył była jego
mama. Przy niej nie musiał niczego udawać. Mógł być sobą. Miał nadzieję, że nie
będzie musiał się spotykać z ojcem, który wierzył we wszystko, co było napisane
w gazetach. Wszedł do swojego domu
zobaczył mamę. Podeszła do niego i przytuliła. Poczuł się tak bezpiecznie
jak w dzieciństwie.
- Jest ojciec?
- zapytał, całując mamę w policzek.
- Nie.
Specjalnie wybrałam taki dzień.
- Dziękuję,
mamo. Co u Ciebie?
- Po staremu. A
co u Ciebie?
- Powiem wprost.
Poprosiłam Cię, żebyś przyjechał, bo martwię się o Ciebie. Kolejne artykuły się
pojawiają, które mnie martwią. Kochanie, opamiętaj się. Ja wiem, że jest Ci
niesamowicie ciężko, ale musisz to przetrwać.
- Nie wiem jak -
przyznał szczerze całkowicie bezradny
Marco.
- Pomogę Ci.
Tylko powiedz, że nie odrzucisz mojej pomocy.
- Mamo, sam muszę
się otrząsnąć. Dam sobie radę. Dziękuję, że tak bardzo we mnie wierzysz. -
przytulił ją.
- Co innego mogłabym
zrobić?
Marco rozmawiał
jeszcze przez godzinę z mamą, ale kiedy oświadczyła mu, że za chwilę wróci
ojciec, zdecydował, że wróci do siebie. Nie chciał się z nim widzieć. Nie po tych wszystkich słowach, które od niego usłyszał. Wierzył w to, że rodzina powinna się wspierać, nawet wbrew temu, bo czyta się w gazetach. A o nim było wiele niepochlebnych opinii. Zdawał sobie z tego sprawę. Jednak ojciec zna go od urodzenia i powinien wiedzieć, jaki jest. Nie powinien wierzyć w jego pozorny obraz, jaki stworzyli dziennikarze. Bardzo dużo dawała
mu świadomość, że mama go wspiera, ale póki co nie był w stanie zrezygnować ze
swojego trybu życia. Jeszcze nie.
- Mario. Idziesz
ze mną dziś do klubu? - zadzwonił do przyjaciela.
- Nie mogę
dzisiaj. Sorry. Muszę pojechać do rodziców. Dawno u nich nie byłem i obiecałem,
że wpadnę.
- No dobra. To
widzimy się jutro?
- Jasne.
Nigdy się nie żegnali,
więc i tym razem się tylko rozłączył. Wszedł do domu i włączył kanał muzyczny w
telewizji. Oczywiście tak głośno jak tylko jego uszy mogły znieść i
poszedł do łazienki, by po raz kolejny wziąć prysznic. Kiedy skończył poszedł
do swojego pokoju, aby wybrać ubrania na dzisiejszy wieczór. Wybrał swoją
ulubioną koszulkę z Kaczorem Donaldem i dżinsy. Zabrał także bluzę, bo wiedział,
że wieczór ma być chłodny. Po raz kolejny dzisiejszego dnia zamknął drzwi, wcześniej
załączając alarm i wyszedł. Nie pojechał samochodem. Do klubów nigdy nim nie jeździł.
Oczywiście wzbudził sensację idąc, ot tak, po prostu ulicami Dortmundu. Jakieś
dzieciaki poprosiły go o autograf. To była kolejna rzecz, której ulegał. Za każdym
razem, gdy jakieś dziecko prosiło go o autograf, nigdy nie odmawiał. Rozczulał
go fakt, że jest aż tak rozpoznawalny,
nawet przez kilkuletnie dzieciaki. Może nie powinno go to dziwić - to miasto żyje
piłką nożną. To miasto kochało Borussię. On również kochał Borussię i Borussen.
Mimo że bezpośrednio po zerwaniu, myślał o odejściu, to doskonale wiedział, że
nie mógłby inaczej żyć, bo to było całe jego życie. Tam znajdywał spokój, przyjaciół i możliwość oderwania się od rzeczywistości. Czuł się jak w domu.
---------------------------------------------------------------------------------------
Jak Wam się podoba.?:)
---------------------------------------------------------------------------------------
Jak Wam się podoba.?:)
Bardzo ;p czekam na następny :)
OdpowiedzUsuńŚwietny :-P Czekam z niecierpliwością na następny :-D
OdpowiedzUsuń