sobota, 22 czerwca 2013

Rozdział 4



Zanim zaczniecie czytać, to (jeśli chcecie) włączcie sobie piosenkę, przy której pisałam ten rozdział.
https://www.youtube.com/watch?v=5PN6egPgazA

-------------------------------------------------------------------

Obudziły ją promienie słoneczne.
- Auć, moja głowa. Za dużo wypiłam. - Wstała po to, aby się napić. Zobaczyła, że ma na sobie bluzę. Całkowicie obcą. Zajęło jej chwilę przypomnienie sobie tego, co wczoraj się działo.
- Kurczę. Co ja narobiłam – powiedziała do siebie, łapiąc się za głowę. Żałowała tego, jak potraktowała Reusa. Sama nie wiedziała, dlaczego tak się zachowała… Było jej bardzo głupio. Nigdy taka nie była, a nawet to, co się działo w jej życiu nie usprawiedliwiało takiego zachowania. Gdyby tylko mogła cofnąć czas…
Po kąpieli postanowiła zjeść śniadanie. Wzięła sobie płatki i mleko i już miała siadać do stołu, gdy nagle zadzwonił dzwonek do drzwi.  Pomyślała, że to z pewnością Natalie, bo kto inny?
- Wchodź, Natalie – otworzyła drzwi i wróciła do kuchni. Zdziwił ją fakt, że przyjaciółka się nie odezwała. Zawsze gadała jak najęta. Wróciła do przedpokoju i zobaczyła, że przed drzwiami jej domu stoi Marco Reus.
No wspaniale! Jeszcze idiotkę z siebie robię! – pomyślała Ann.
- Cześć. Przyszedłem po moją bluzę. – Marco spojrzał na nią i zaczął się zastanawiać, dlaczego jest tak dziwnie miła. Może to przed nim udawała?
- Możesz na chwilę wejść? – poprosiła go Ann. Pomyślała, że jak nie teraz, to chyba nigdy.
Marco spojrzał na nią podejrzliwie, ale spełnił jej prośbę. Po raz kolejny w ciągu kilkunastu godzin go zaintrygowała. Postanowił, że się nie odezwie. Poczeka aż powie mu to, co ma do powiedzenia i pójdzie sobie.
- Ja… Ja… Chciałam Cię bardzo przeprosić. Nie wiem, co wczoraj we mnie wstąpiło. Zazwyczaj taka nie jestem. Nigdy taka nie jestem.
Marco stał jak wryty i patrzył na nią.
- Czy to jakiś kolejny podstęp? – spytał.
- Nie. Tym razem nie. Rozumiem, że tak mówisz. Masz do tego pełne prawo. Ale proszę Cię, nie oceniaj mnie, bo nie wiesz, co się działo w moim życiu. Nie masz o tym zielonego pojęcia.
- A Ty miałaś prawo mnie oceniać tylko po tym, co pewnie przeczytałaś w gazetach?
- Marco, to nie tak. Ty nic nie rozumiesz. – do oczu zaczęły napływać jej łzy. Mówiła sobie, że już nigdy żaden facet nie sprawi, że będzie płakała, ale nie umiała powstrzymać łez.
- Ann, przepraszam. Nie powinienem tak mówić. Co nie zmienia faktu, że nie powinnaś mnie oceniać na podstawie tego, co jest napisane w tych gazetach.
- Wiem, Marco. Przepraszam. Miałam wczoraj chwilę słabości… - przyznała się.
- Zgoda? – wyciągnął rękę.
- Zgoda. – spojrzała na niego jeszcze zapłakanymi oczami, ale starała się uśmiechnąć. – Masz może ochotę na herbatę czy kawę? Czy coś?
- Bardzo chętnie. Może kawę. – w sumie nie miał zbyt wiele czasu, ale pomyślał, że to nadal nie jest stracona znajomość.
- Usiądź sobie w salonie. Zaraz przyjdę.
Marco poszedł do salonu i usiadł. Ponownie zaczął się zastanawiać, co wczoraj wstąpiło w Ann, że tak się zachowała. Chciał ją o to zapytać, ale nie był pewien, czy za bardzo nie ingerowałby w jej życie. Postanowił zaryzykować. Chwilę później Ann przyniosła mu kawę, a sobie herbatę.
- Czy będzie dużym wścibstwem, jeśli zapytam, co było powodem Twojego wczorajszego zachowania?
- Może lepiej będzie, jeśli to póki co zostanie tylko w mojej głowie. Nie to, że nie chcę Ci powiedzieć, ale to nadal boli.
- Rozumiem Cię doskonale. – westchnął Marco, jednocześnie przypominając sobie swoją historię z Caroline. Nie musiał jej pytać, bo w oczach miała wypisane, że to przez chłopaka. Sam się sobie dziwił, bo do tej pory nie dbał o uczucia dziewczyn, z którymi spał lub miał zamiar spać.
- Interesujesz się piłką nożną? - wyrwał ją z zamyślenia Marco.
- Chyba jak każdy w tym mieście. - uśmiechnęła się do niego, ale w oczach wciąż miała smutek.
- Chciałabyś dostać wejściówkę na inauguracyjny mecz sezonu Borussi?
- Pewnie.
- To Ci ją dam. - Marco nie chciał, żeby Ann się smuciła.
- O czym Ty mówisz? - spytała go z niedowierzaniem.
- Za tydzień jest pierwszy mecz. Dam Ci na niego wejściówkę.
- Żartujesz sobie ze mnie?
- Mam Cię uszczypnąć, żebyś uwierzyła?
- Dobra! Wierzę Ci. Dziękuję Ci bardzo. Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo się cieszę. Wiesz, że nigdy nie byłam na meczu?
- Serio.? Ja setki razy.
- Hahahaha, no co Ty nie powiesz? – Ann zaczęła się śmiać.
Marco zauważył jak urocza jest, gdy się śmieje. Dopili napoje, Reus wstał.
- Było naprawdę miło, ale teraz muszę iść. Klopp jest nieugięty jeśli chodzi o treningi. Miałbym ogromne kłopoty, gdybym się nie zjawił.
- Jasne, rozumiem. - powiedziała, wciąż nie mogąc uwierzyć, że siedzi przed nią Marco Reus i mówi o trenerze Borussi Dortmund.
Ann odprowadziła go do drzwi i nastała cisza. Oboje nie wiedzieli, jak mają się zachować. W końcu dziewczyna podała mu rękę i powiedziała:
- Do zobaczenia.
- Widzimy się na meczu. Jak coś, to w kasie stadionu powiedz, że jesteś moim gościem.
- Dobra. Cześć. - Ann zamknęła drzwi i zaczęła jak szalona skakać po pokoju.
- Taaaaaaaaaak! Jeeeeest! - wykrzykiwała, ciesząc się z tego, że za tydzień zobaczy swoją ulubioną drużynę.


-----------------------------------------------------------
Jest czwarty, a zaraz będzie i piąty.:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz