-TYDZIEŃ PÓŹNIEJ-
Od samego rana Ann szykowała się do meczu. Nie bardzo wiedziała, w co ma się ubrać, bo niestety nie miała żadnej koszulki meczowej. Jedyny gadżet, który cudem udało jej się dostać to szalik, więc zdecydowała, że z pewnością do weźmie. Wyszła z domu półtorej godziny przed meczem, choć jej dom od stadionu dzieliło zaledwie 15 minut spacerem. Wiedziała, że jak zawsze będzie mnóstwo kibiców. Nie dziwiła się temu, bo przecież to miasto żyło jedynie Borussią.
***
Od samego rana Ann szykowała się do meczu. Nie bardzo wiedziała, w co ma się ubrać, bo niestety nie miała żadnej koszulki meczowej. Jedyny gadżet, który cudem udało jej się dostać to szalik, więc zdecydowała, że z pewnością do weźmie. Wyszła z domu półtorej godziny przed meczem, choć jej dom od stadionu dzieliło zaledwie 15 minut spacerem. Wiedziała, że jak zawsze będzie mnóstwo kibiców. Nie dziwiła się temu, bo przecież to miasto żyło jedynie Borussią.
***
Ann krzyczała
wraz z innymi kibicami, ale tak naprawdę, choć skrycie, kibicowała tylko jednemu panu. Temu z
numerem 11. Kiedy Marco strzelił gola, podbiegł do niej, bo miała miejsce
najbliżej boiska i znienacka ją pocałował.
- Ten był dla
Ciebie. - powiedział, patrząc jej prosto w oczy.
Była zbyt
oszołomiona, żeby mu coś odpowiedzieć, ale wszystkie twarze zwróciły się w jej
kierunku. Czuła, że zaraz zapadnie się pod ziemię. I nie dlatego, że Marco ją
pocałował, ale dlatego, że nagle to ona stała się sensacją. Słyszała zazdrosne szepty za swoimi plecami. Nie wiedziała, jak miała się zachować, gdy jeden z dziennikarzy, który miał miejsce w jej sektorze, zasypał ją gradem pytań:
- Co łączy Panią z Marco Reusem? To przelotny romans, czy stała znajomość? Od jak dawna się znacie? - jednak Ann po drugim pytaniu wyłączyła się i przestała go słuchać. Patrząc na boisko, na Marco, dotknęła swoich ust, które przed kilkunastoma sekundami były złączone w pocałunku z piłkarzem.
- Co łączy Panią z Marco Reusem? To przelotny romans, czy stała znajomość? Od jak dawna się znacie? - jednak Ann po drugim pytaniu wyłączyła się i przestała go słuchać. Patrząc na boisko, na Marco, dotknęła swoich ust, które przed kilkunastoma sekundami były złączone w pocałunku z piłkarzem.
Marco sam nie
wiedział, czemu to zrobił, ale był szczęśliwy. Koledzy z drużyny, a w szczególności
Mario patrzyli na niego osłupieni. Mario pamiętał jak Reus był z Caroline i
nigdy nie pozwolił sobie na tak luźny gest. Być może dlatego, że Caroline nie reagowała tak spontanicznie, gdy jego przyjaciel zdobył gola. Nie skakała z radości ani w ogóle nie pokazywała, żeby się jakoś specjalnie cieszyła. Mario czekał na to, co się wydarzy. Wiedział, że jak przyjdzie odpowiedni moment, to Reus mu wszystko wyjaśni. Jednak
koledzy szybko zapomnieli o tym incydencie, gdyż musieli dalej grać. Zdobyli jeszcze dwa gole, przy czym jedną asystę zaliczył Marco.
***
Po meczu przy szatni czekała na niego Ann. Bez słowa podeszła do niego i go pocałowała.
***
Po meczu przy szatni czekała na niego Ann. Bez słowa podeszła do niego i go pocałowała.
- Gratuluję. -
powiedziała. Odwróciła się i już chciała odejść, ale Marco jej na to nie pozwolił.
Złapał ją za rękę, a ona poczuła delikatny dreszcz. Zaprowadził ją do jakiegoś
pomieszczenia i, nie chcąc być nachalnym, zaproponował:
- Chciałabyś pójść
ze mną na imprezę po meczu u Mario? - zapytał. Nie planował jej zapraszać. To wyszło jakoś tak samo, spontanicznie.
- U TEGO Mario?
- Hahahaha – zaśmiał
się Reus, widząc jej zdziwienie i może lekkie zdezorientowanie. – Tak, do Mario
Goetze.
- I będzie tam
reszta drużyny? - dopytywała się Ann.
- Tak. –
odpowiedział Reus, nie będąc świadomym, do czego dąży dziewczyna.
- To chyba nie.
- Jak to? Wyjaśnisz
mi? – połowa dziewczyn na świecie dałaby wiele, żeby znaleźć się na takiej
imprezie, a on trafił akurat na tak pokręconą dziewczynę.
- No proszę Cię!
Ja z piłkarzami? Głupio będę się czuła…
- Będę Ci
towarzyszył cały czas. – obiecał.
- No nie wiem…
- Nie daj się
prosić. Poznam Cię ze wszystkimi.
- Przecież ja słowa
nie wypowiem, jak ich zobaczę.
- Mnie zobaczyłaś
i dogadujemy się jakoś. – uśmiechnął się. Nie bardzo wiedział, jak ma ją
przekonać do swojego pomysłu. Z jednej strony nie chciał naciskać, a z drugiej w jakiś dziwny sposób zależało mu na tym, aby ona tam z nim poszła.
- No dobrze, ale
nie na długo. Okej? – całe szczęście nie musiał jej przekonywać.
- Dobrze, nie ma
problemu. Ja też jestem zmęczony po meczu.
- Nic dziwnego, gol i asysta z pewnością może zmęczyć.
Wyszli z tego
pomieszczenia nic więcej nie mówiąc. Marco zastanawiał się czy dobrze robi. Czy
słusznie ,,pakuje się’’ w tę znajomość? Czy będzie umiał jej nie zranić? Ann
zastanawiała się, o co chodzi Reusowi. Dlaczego tak się zachowuje? Dlaczego ją
zwodzi? Przecież to uwodziciel. A ona tak łatwo daje mu się nabrać… Była trochę
zła na siebie, ale przyzwyczaiła się już do jego obecności, choć znali się
bardzo krótko. Jego pojawienie się pomogło przetrwać najcięższy czas w jej życiu. Nie była już przybita, cieszyła się życiem.
Marco poszedł do
szatni, szybko wziął prysznic, przebrał się z brudnego stroju i podszedł do
Mario.
- Stary, mogę
kogoś przyprowadzić na imprezę? – Marco wcześniej nie pytał Mario, bo wiedział,
że przyjaciel się zgodzi.
- Jasne. To ta
dziewczyna, którą pocałowałeś? Co się dzieje? – zapytał.
- Nie wiem.
Powiem Ci, jak będę sam wiedział. – odpowiedział Reus zgodnie z prawdą.
Wyszedł z
szatni, a Ann na niego wciąż czekała.
- Jedziemy? –
zapytał.
- Jasne.
- Mam tylko prośbę.
Wejdziemy na chwilę do mnie, bo muszę zostawić rzeczy, okej?
- Do Twojego
domu?
- Pewnie, że do
mojego. Chyba, że czegoś potrzebujesz, to możemy wstąpić też do Twojego.
- Nie, to nie o
to chodzi. Po prostu w ciągu kilkunastu dni się tyle wydarzyło, że chyba nie do
końca to ogarniam.
- O to chodzi!
Przyzwyczaisz się.
Czy to była jakaś
obietnica? Tego nie wiedziała, ale brnęła w tę znajomość, nie zważając na
konsekwencje. Przebywanie z Reusem było z pewnością dużo lepsze niż leżenie w łóżku
i użalanie się nad własnym życiem. Teraz przynajmniej coś się działo.
Weszli do domu
piłkarza. Marco przepuścił ją w drzwiach, a sam wszedł później i od razu
skierował się w stronę schodów na górę. Ann stała w korytarzu i zaczęła się
rozglądać, jednocześnie nasłuchując, czy Reus nie nadchodzi. Zobaczyła nowocześnie
urządzony salon, w którym panował mały bałagan. W tym samym czasie Marco zastanawiał się, co robi dziewczyna. Czy była
na tyle ciekawa, że weszła dalej? Czy jednak czuła się na tyle niepewnie, aby
zostać tam, gdzie ostatnio ją widział? Zszedł szybko po schodach, ale nie zobaczył
jej na korytarzu. Szedł i na nią wpadł.
- Przepraszam Cię.
– powiedział, przytrzymując ją w talii, aby nie upadła. Byli tak blisko siebie,
że Ann widziała dokładnie obwódki jego tęczówek, a on dostrzegł jak jej źrenice
nagle rozszerzyły się. – Nic Ci się nie stało? – zapytał.
- Coś Ty. Stałoby
się, gdybyś mnie nie złapał. – próbowała obrócić całą sytuację w żart, ale po
raz kolejny poczuła dziwny dreszcz, którego sama nie rozumiała. Marco tego już
nie skomentował, bo widział, że dziewczyna bardzo intensywnie nad czymś myśli.
- To co
jedziemy? – zapytał tylko.
- Jeśli jesteś
gotowy, to oczywiście.
Wyszli z domu,
Marco włączył alarm i, jak przystało na dżentelmena, otworzył przed nią drzwi
do swojego samochodu. Zazwyczaj na imprezę nie jechał samochodem, ale postanowił, że
dziś u Mario nie będzie pił.
Dotarli na
miejsce po kilkunastu minutach.
- Spokojnie,
Ann. Oni są fajni. - uśmiechnął się do niej.
- W to nie wątpię.
- odpowiedziała. Bardziej bała się tego, jak zostanie przyjęta.
- Jezu, uśmiechnij
się.
Wykrzywiła usta,
próbując się uśmiechnąć.
- Powiedzieć Ci
coś szczerze? - zapytała.
- Dawaj.
- Tak naprawdę
to obawiam się tego, jak mnie przyjmą, bo przecież to są moi idole. Ja
uwielbiam Borussen!
- Hahahahahahaha!
- zaczął się głośno śmiać.
- Ciszej, bo Cię
usłyszą i będziesz musiał im powiedzieć.
- Prze...
przepra... przepraszam. Nie mogę z Ciebie.
- Ty nigdy nie
miałeś stresa?
- Raz. - nagle
przestał się śmiać. - Przed poznaniem rodziców Caroline.
Zapadła niezręczna
cisza. Marco nie wiedział, co powiedzieć, a Ann nie chciała wtrącać się do jego
życia prywatnego. Marco czuł, że to on powinien coś powiedzieć, bo to on
spowodował to napięcie.
- Idziemy? -
zapytał.
Ann tylko
niepewnie potrząsnęła głową. On wystawił do niej dłoń, a ona ją ujęła. Jednocześnie
mówiła sobie, że taki uścisk się nie liczy i nic nie znaczy.
Weszli bez
pukania do domu Goetzego.
- Ej, wypada tak
bez pukania? - zapytała Reusa.
- Uwierz mi, nic
złego się nie stanie. U nas to normalne.
- U nas?
- W sensie w drużynie.
Jak jest impreza, to nikt nie puka.
Ann już się nie
odezwała. Zaczynała być podekscytowana tym, że zaraz spełni się jedno z jej
marzeń.
- Mario! -
zawował Reus.
- Wchodźcie! Czekamy na Was -
odkrzyknął.
Czyli Goetze uprzedził drużynę, że Reus nie będzie sam, pomyślała.
Czyli Goetze uprzedził drużynę, że Reus nie będzie sam, pomyślała.
Weszli do
ogromnego salonu. Jednak to, co najbardziej zszokowało Ann, to fakt, że na
fotelach i kanapie siedzieli: Lewy, Piszczu, Błaszczu, Roman, Felipe, Marcel, a
obok stał nie kto inny jak Mario Goetze. Ann stała i patrzyła, nie bardzo wiedząc,
co ma robić. Jednak Marco, widząc jej zmieszanie przejął kontrolę i zapoznał ją
ze wszystkimi. Kolejni piłkarze podchodzili do niej i się przedstawiali. Miała
ochotę się roześmiać, bo przecież znała ich wszystkich. Ale dopiero teraz osobiście.
Na koniec podszedł do niej Mario i, ku jej zdziwieniu, przytulił ją, jednocześnie
szepcąc:
- Jesteś drugą
dziewczyną, którą przyprowadził na spotkanie z nami.
Co to miało
oznaczać? Mam się czuć wyróżniona? - rozmyślała Ann. Jednak nie miał zbyt wiele
czasu, bo impreza się zaczęła. Dziewczyna rozmawiała ze wszystkimi, ale Marco,
tak jak jej obiecał, cały czas przy niej był. Nie rozmawiali ze sobą, bo Ann poczuła nic porozumienia z piłkarzami. Poznawała Reusa z zupełnie innej
strony. Na pewno nie z tej, którą ukazali dziennikarze.
- Mario, czy
pokazałbyś mi, gdzie jest łazienka? - Ann zwróciła się z prośbą.
- Jasne. Chodź.
Wstała i poszła
za piłkarzem.
- O co Ci chodziło
z tamtym?
- O to, że coś
pozytywnego się z nim dzieje. A to dzięki Tobie. Nie widziałem go takiego od
czasu, gdy był z Caroline. Dziękuję Ci bardzo. Nie bardzo wiedziałem, jak mam
mu pomóc, a to mój przyjaciel. Widziałem, jak powoli się stacza, a nie chciałem
tego widzieć. Od momentu, gdy poznał Ciebie jest inny. Naprawdę Ci dziękuję.
- Nie ma za co -
powiedziała Ann, czując, że się czerwieni. Tak naprawdę nic nie zrobiła. Więcej on zrobił dla niej, pomyślała.
Po około 30
minutach Ann powiedziała do Marco:
- Czy moglibyśmy
się już zbierać?
- Miałem Ci to
samo zaproponować.
5 minut później
byli już w samochodzie.
- O czym
rozmawiałaś z Mario? - spytał Marco.
- O niczym. Ale
muszę z Tobą porozmawiać.
- To pojedźmy do
mnie i porozmawiamy przy kawie. - Marco nie był głupi i wiedział, że ona coś
przed nim zataja.
- Lepiej do
mnie. - upierała się Ann.
- No, dobra.
***
Po 10 minutach
jazdy w kompletnej ciszy, weszli do jej domu.
- Siadaj.
Reus siedział
jak na szpilkach. Całkowicie nie wiedział, co go czeka. Czuł, że może to nie być
do końca miła rozmowa.
- Czego ode mnie
oczekujesz, Marco?
- W jakim
sensie?
- Dobra, to
inaczej. Nie jest w stanie dać Ci niczego więcej niż przyjaźń. Nie w tym
momencie. Jestem szczęśliwa, że jesteś, bo pozwoliłeś mi się otrząsnąć z
poprzedniego związku. Dzięki Tobie przetrwałam najtrudniejszy czas w życiu i nigdy Ci się za to nie odwdzięczę. Nawet moja przyjaciółka, Natalie, nie zrobiła tyle, co Ty w tak krótkim czasie. Przyjaciele? - wyciągnęła do niego rękę.
Marco wstał i w
osłupieniu podszedł do niej. Złapał Ann w pasie, przyciągnął do siebie i pocałował.
- Tak nie robią
przyjaciele. - wyszeptała.
- A kto
powiedział, że ja chcę nim być? - odpowiedział pytaniem i wrócił do całowania.
Kiedy kilka
minut później siedzieli z kubkami herbaty w rękach, nie odzywali się do siebie.
Ann miała totalny mętlik w głowie. Nie wiedziała już, czego chce. Wiedziała, że
coś do niego czuje. Tylko, czy to wystarczy, aby z nim być? Czy to wystarczająco
dużo, aby mu zaufać? Marco siedział i czekał. Wiedział, że musi dać jej czas.
Po raz kolejny dzisiejszego dnia widział, że Ann nad czymś myśli. Tym razem
jednak wiedział, o czym.
- Marco?
- Tak?
- Dasz mi trochę
czasu?
- Oczywiście.
- Nie zrozum
mnie źle. Mam totalny mętlik w głowie.
- Poczekam.
Zostawię Cię teraz samą, dobrze?
- Okej - uśmiechnęła
się do niego.
Wstała i
odprowadziła Reusa do drzwi.
- Jak coś
postanowisz, to zadzwoń. Zapisałem Ci numer w komórce, jak herbatę robiłaś.
- Dziękuję. Do
zobaczenia.
- Cześć. - I
wyszedł. Cały czas miał ochotę tam wrócić i jakoś ją przekonać, ale się
powstrzymał. Postanowił poczekać. To była pierwsza dziewczyna od czasu
Caroline, na której w jakiś sposób mu zależało.
Ann została
sama. Biła się z myślami przez blisko tydzień. Kilka razy brała telefon do ręki,
by za chwilę go odłożyć. Marco cały czas czekał. Jego dni były takie same - nijakie. Wstawał, jadł śniadanie, szedł na trening, wracał do domu, jadł kolację
i po kąpieli szedł spać. Mario widział, jak bardzo męczył się przyjaciel. Chciał
nawet odwiedzić Ann, ale nie chciał wywierać na niej presji. Również czekał.
- Stary, co się dzieje? - zapytał go po jednym z treningów.
- Nie wiem. - przyznał Reus, chowając głowę w dłoniach.
Goetze już nie dopytywał, ale zaczynał podejrzewać, co się dzieje z Marco.
--------------------------------------------------
I jak Wam się podoba?:)
To chyba jeden z dłuższych rozdziałów jak do tej pory.
Zostawiajcie komentarze, bo są dla mnie niezwykle ważne.:]
- Nie wiem. - przyznał Reus, chowając głowę w dłoniach.
Goetze już nie dopytywał, ale zaczynał podejrzewać, co się dzieje z Marco.
--------------------------------------------------
I jak Wam się podoba?:)
To chyba jeden z dłuższych rozdziałów jak do tej pory.
Zostawiajcie komentarze, bo są dla mnie niezwykle ważne.:]
Ohohoh świetny ;-)
OdpowiedzUsuń