sobota, 22 czerwca 2013

Rozdział 5



-TYDZIEŃ PÓŹNIEJ-

Od samego rana Ann szykowała się do meczu. Nie bardzo wiedziała, w co ma się ubrać, bo niestety nie miała żadnej koszulki meczowej. Jedyny gadżet, który cudem udało jej się dostać to szalik, więc zdecydowała, że z pewnością do weźmie. Wyszła z domu półtorej godziny przed meczem, choć jej dom od stadionu dzieliło zaledwie 15 minut spacerem. Wiedziała, że jak zawsze będzie mnóstwo kibiców. Nie dziwiła się temu, bo przecież to miasto żyło jedynie Borussią.

***
Ann krzyczała wraz z innymi kibicami, ale tak naprawdę, choć skrycie, kibicowała tylko jednemu panu. Temu z numerem 11. Kiedy Marco strzelił gola, podbiegł do niej, bo miała miejsce najbliżej boiska i znienacka ją pocałował.
- Ten był dla Ciebie. - powiedział, patrząc jej prosto w oczy.
Była zbyt oszołomiona, żeby mu coś odpowiedzieć, ale wszystkie twarze zwróciły się w jej kierunku. Czuła, że zaraz zapadnie się pod ziemię. I nie dlatego, że Marco ją pocałował, ale dlatego, że nagle to ona stała się sensacją. Słyszała zazdrosne szepty za swoimi plecami. Nie wiedziała, jak miała się zachować, gdy jeden z dziennikarzy, który miał miejsce w jej sektorze, zasypał ją gradem pytań:
- Co łączy Panią z Marco Reusem? To przelotny romans, czy stała znajomość? Od jak dawna się znacie? - jednak Ann po drugim pytaniu wyłączyła się i przestała go słuchać. Patrząc na boisko, na Marco, dotknęła swoich ust, które przed kilkunastoma sekundami były złączone w pocałunku z piłkarzem.
Marco sam nie wiedział, czemu to zrobił, ale był szczęśliwy. Koledzy z drużyny, a w szczególności Mario patrzyli na niego osłupieni. Mario pamiętał jak Reus był z Caroline i nigdy nie pozwolił sobie na tak luźny gest. Być może dlatego, że Caroline nie reagowała tak spontanicznie, gdy jego przyjaciel zdobył gola. Nie skakała z radości ani w ogóle nie pokazywała, żeby się jakoś specjalnie cieszyła. Mario czekał na to, co się wydarzy. Wiedział, że jak przyjdzie odpowiedni moment, to Reus mu wszystko wyjaśni. Jednak koledzy szybko zapomnieli o tym incydencie, gdyż musieli dalej grać. Zdobyli jeszcze dwa gole, przy czym jedną asystę zaliczył Marco.
***
Po meczu przy szatni czekała na niego Ann. Bez słowa podeszła do niego i go pocałowała.
- Gratuluję. - powiedziała. Odwróciła się i już chciała odejść, ale Marco jej na to nie pozwolił. Złapał ją za rękę, a ona poczuła delikatny dreszcz. Zaprowadził ją do jakiegoś pomieszczenia i, nie chcąc być nachalnym, zaproponował:
- Chciałabyś pójść ze mną na imprezę po meczu u Mario? - zapytał. Nie planował jej zapraszać. To wyszło jakoś tak samo, spontanicznie.
- U TEGO Mario?
- Hahahaha – zaśmiał się Reus, widząc jej zdziwienie i może lekkie zdezorientowanie. – Tak, do Mario Goetze.
- I będzie tam reszta drużyny? - dopytywała się Ann.
- Tak. – odpowiedział Reus, nie będąc świadomym, do czego dąży dziewczyna.
- To chyba nie.
- Jak to? Wyjaśnisz mi? – połowa dziewczyn na świecie dałaby wiele, żeby znaleźć się na takiej imprezie, a on trafił akurat na tak pokręconą dziewczynę.
- No proszę Cię! Ja z piłkarzami? Głupio będę się czuła…
- Będę Ci towarzyszył cały czas. – obiecał.
- No nie wiem…
- Nie daj się prosić. Poznam Cię ze wszystkimi.
- Przecież ja słowa nie wypowiem, jak ich zobaczę.
- Mnie zobaczyłaś i dogadujemy się jakoś. – uśmiechnął się. Nie bardzo wiedział, jak ma ją przekonać do swojego pomysłu. Z jednej strony nie chciał naciskać, a z drugiej w jakiś dziwny sposób zależało mu na tym, aby ona tam z nim poszła.
- No dobrze, ale nie na długo. Okej? – całe szczęście nie musiał jej przekonywać.
- Dobrze, nie ma problemu. Ja też jestem zmęczony po meczu.
- Nic dziwnego, gol i asysta z pewnością może zmęczyć.
Wyszli z tego pomieszczenia nic więcej nie mówiąc. Marco zastanawiał się czy dobrze robi. Czy słusznie ,,pakuje się’’ w tę znajomość? Czy będzie umiał jej nie zranić? Ann zastanawiała się, o co chodzi Reusowi. Dlaczego tak się zachowuje? Dlaczego ją zwodzi? Przecież to uwodziciel. A ona tak łatwo daje mu się nabrać… Była trochę zła na siebie, ale przyzwyczaiła się już do jego obecności, choć znali się bardzo krótko. Jego pojawienie się pomogło przetrwać najcięższy czas w jej życiu. Nie była już przybita, cieszyła się życiem.
Marco poszedł do szatni, szybko wziął prysznic, przebrał się z brudnego stroju i podszedł do Mario.
- Stary, mogę kogoś przyprowadzić na imprezę? – Marco wcześniej nie pytał Mario, bo wiedział, że przyjaciel się zgodzi.
- Jasne. To ta dziewczyna, którą pocałowałeś? Co się dzieje? – zapytał.
- Nie wiem. Powiem Ci, jak będę sam wiedział. – odpowiedział Reus zgodnie z prawdą.
Wyszedł z szatni, a Ann na niego wciąż czekała.
- Jedziemy? – zapytał.
- Jasne.
- Mam tylko prośbę. Wejdziemy na chwilę do mnie, bo muszę zostawić rzeczy, okej?
- Do Twojego domu?
- Pewnie, że do mojego. Chyba, że czegoś potrzebujesz, to możemy wstąpić też do Twojego.
- Nie, to nie o to chodzi. Po prostu w ciągu kilkunastu dni się tyle wydarzyło, że chyba nie do końca to ogarniam.
- O to chodzi! Przyzwyczaisz się.
Czy to była jakaś obietnica? Tego nie wiedziała, ale brnęła w tę znajomość, nie zważając na konsekwencje. Przebywanie z Reusem było z pewnością dużo lepsze niż leżenie w łóżku i użalanie się nad własnym życiem. Teraz przynajmniej coś się działo.
Weszli do domu piłkarza. Marco przepuścił ją w drzwiach, a sam wszedł później i od razu skierował się w stronę schodów na górę. Ann stała w korytarzu i zaczęła się rozglądać, jednocześnie nasłuchując, czy Reus nie nadchodzi. Zobaczyła nowocześnie urządzony salon, w którym panował mały bałagan. W tym samym czasie Marco zastanawiał się, co robi dziewczyna. Czy była na tyle ciekawa, że weszła dalej? Czy jednak czuła się na tyle niepewnie, aby zostać tam, gdzie ostatnio ją widział? Zszedł szybko po schodach, ale nie zobaczył jej na korytarzu. Szedł i na nią wpadł.
- Przepraszam Cię. – powiedział, przytrzymując ją w talii, aby nie upadła. Byli tak blisko siebie, że Ann widziała dokładnie obwódki jego tęczówek, a on dostrzegł jak jej źrenice nagle rozszerzyły się. – Nic Ci się nie stało? – zapytał.
- Coś Ty. Stałoby się, gdybyś mnie nie złapał. – próbowała obrócić całą sytuację w żart, ale po raz kolejny poczuła dziwny dreszcz, którego sama nie rozumiała. Marco tego już nie skomentował, bo widział, że dziewczyna bardzo intensywnie nad czymś myśli.
- To co jedziemy? – zapytał tylko.
- Jeśli jesteś gotowy, to oczywiście.
Wyszli z domu, Marco włączył alarm i, jak przystało na dżentelmena, otworzył przed nią drzwi do swojego samochodu. Zazwyczaj na imprezę nie jechał samochodem, ale postanowił, że dziś u Mario nie będzie pił.
Dotarli na miejsce po kilkunastu minutach.
- Spokojnie, Ann. Oni są fajni. - uśmiechnął się do niej.
- W to nie wątpię. - odpowiedziała. Bardziej bała się tego, jak zostanie przyjęta.
- Jezu, uśmiechnij się.
Wykrzywiła usta, próbując się uśmiechnąć.
- Powiedzieć Ci coś szczerze? - zapytała.
- Dawaj.
- Tak naprawdę to obawiam się tego, jak mnie przyjmą, bo przecież to są moi idole. Ja uwielbiam Borussen!
- Hahahahahahaha! - zaczął się głośno śmiać.
- Ciszej, bo Cię usłyszą i będziesz musiał im powiedzieć.
- Prze... przepra... przepraszam. Nie mogę z Ciebie.
- Ty nigdy nie miałeś stresa?
- Raz. - nagle przestał się śmiać. - Przed poznaniem rodziców Caroline.
Zapadła niezręczna cisza. Marco nie wiedział, co powiedzieć, a Ann nie chciała wtrącać się do jego życia prywatnego. Marco czuł, że to on powinien coś powiedzieć, bo to on spowodował to napięcie.
- Idziemy? - zapytał.
Ann tylko niepewnie potrząsnęła głową. On wystawił do niej dłoń, a ona ją ujęła. Jednocześnie mówiła sobie, że taki uścisk się nie liczy i nic nie znaczy.
Weszli bez pukania do domu Goetzego.
- Ej, wypada tak bez pukania? - zapytała Reusa.
- Uwierz mi, nic złego się nie stanie. U nas to normalne.
- U nas?
- W sensie w drużynie. Jak jest impreza, to nikt nie puka.
Ann już się nie odezwała. Zaczynała być podekscytowana tym, że zaraz spełni się jedno z jej marzeń.
- Mario! - zawował Reus.
- Wchodźcie! Czekamy na Was - odkrzyknął.
Czyli Goetze uprzedził drużynę, że Reus nie będzie sam, pomyślała.
Weszli do ogromnego salonu. Jednak to, co najbardziej zszokowało Ann, to fakt, że na fotelach i kanapie siedzieli: Lewy, Piszczu, Błaszczu, Roman, Felipe, Marcel, a obok stał nie kto inny jak Mario Goetze. Ann stała i patrzyła, nie bardzo wiedząc, co ma robić. Jednak Marco, widząc jej zmieszanie przejął kontrolę i zapoznał ją ze wszystkimi. Kolejni piłkarze podchodzili do niej i się przedstawiali. Miała ochotę się roześmiać, bo przecież znała ich wszystkich. Ale dopiero teraz osobiście. Na koniec podszedł do niej Mario i, ku jej zdziwieniu, przytulił ją, jednocześnie szepcąc:
- Jesteś drugą dziewczyną, którą przyprowadził na spotkanie z nami.
Co to miało oznaczać? Mam się czuć wyróżniona? - rozmyślała Ann. Jednak nie miał zbyt wiele czasu, bo impreza się zaczęła. Dziewczyna rozmawiała ze wszystkimi, ale Marco, tak jak jej obiecał, cały czas przy niej był. Nie rozmawiali ze sobą, bo Ann poczuła nic porozumienia z piłkarzami. Poznawała Reusa z zupełnie innej strony. Na pewno nie z tej, którą ukazali dziennikarze.
- Mario, czy pokazałbyś mi, gdzie jest łazienka? - Ann zwróciła się z prośbą.
- Jasne. Chodź.
Wstała i poszła za piłkarzem.
- O co Ci chodziło z tamtym?
- O to, że coś pozytywnego się z nim dzieje. A to dzięki Tobie. Nie widziałem go takiego od czasu, gdy był z Caroline. Dziękuję Ci bardzo. Nie bardzo wiedziałem, jak mam mu pomóc, a to mój przyjaciel. Widziałem, jak powoli się stacza, a nie chciałem tego widzieć. Od momentu, gdy poznał Ciebie jest inny. Naprawdę Ci dziękuję.
- Nie ma za co - powiedziała Ann, czując, że się czerwieni. Tak naprawdę nic nie zrobiła. Więcej on zrobił dla niej, pomyślała.
Po około 30 minutach Ann powiedziała do Marco:
- Czy moglibyśmy się już zbierać?
- Miałem Ci to samo zaproponować.
5 minut później byli już w samochodzie.
- O czym rozmawiałaś z Mario? - spytał Marco.
- O niczym. Ale muszę z Tobą porozmawiać.
- To pojedźmy do mnie i porozmawiamy przy kawie. - Marco nie był głupi i wiedział, że ona coś przed nim zataja.
- Lepiej do mnie. - upierała się Ann.
- No, dobra.
 ***
Po 10 minutach jazdy w kompletnej ciszy, weszli do jej domu.
- Siadaj.
Reus siedział jak na szpilkach. Całkowicie nie wiedział, co go czeka. Czuł, że może to nie być do końca miła rozmowa.
- Czego ode mnie oczekujesz, Marco?
- W jakim sensie?
- Dobra, to inaczej. Nie jest w stanie dać Ci niczego więcej niż przyjaźń. Nie w tym momencie. Jestem szczęśliwa, że jesteś, bo pozwoliłeś mi się otrząsnąć z poprzedniego związku. Dzięki Tobie przetrwałam najtrudniejszy czas w życiu i nigdy Ci się za to nie odwdzięczę. Nawet moja przyjaciółka, Natalie, nie zrobiła tyle, co Ty w tak krótkim czasie. Przyjaciele? - wyciągnęła do niego rękę.
Marco wstał i w osłupieniu podszedł do niej. Złapał Ann w pasie, przyciągnął do siebie i pocałował.
- Tak nie robią przyjaciele. - wyszeptała.
- A kto powiedział, że ja chcę nim być? - odpowiedział pytaniem i wrócił do całowania.
Kiedy kilka minut później siedzieli z kubkami herbaty w rękach, nie odzywali się do siebie. Ann miała totalny mętlik w głowie. Nie wiedziała już, czego chce. Wiedziała, że coś do niego czuje. Tylko, czy to wystarczy, aby z nim być? Czy to wystarczająco dużo, aby mu zaufać? Marco siedział i czekał. Wiedział, że musi dać jej czas. Po raz kolejny dzisiejszego dnia widział, że Ann nad czymś myśli. Tym razem jednak wiedział, o czym.
- Marco?
- Tak?
- Dasz mi trochę czasu?
- Oczywiście.
- Nie zrozum mnie źle. Mam totalny mętlik w głowie.
- Poczekam. Zostawię Cię teraz samą, dobrze?
- Okej - uśmiechnęła się do niego.
Wstała i odprowadziła Reusa do drzwi.
- Jak coś postanowisz, to zadzwoń. Zapisałem Ci numer w komórce, jak herbatę robiłaś.
- Dziękuję. Do zobaczenia.
- Cześć. - I wyszedł. Cały czas miał ochotę tam wrócić i jakoś ją przekonać, ale się powstrzymał. Postanowił poczekać. To była pierwsza dziewczyna od czasu Caroline, na której w jakiś sposób mu zależało.
Ann została sama. Biła się z myślami przez blisko tydzień. Kilka razy brała telefon do ręki, by za chwilę go odłożyć. Marco cały czas czekał. Jego dni były takie same - nijakie. Wstawał, jadł śniadanie, szedł na trening, wracał do domu, jadł kolację i po kąpieli szedł spać. Mario widział, jak bardzo męczył się przyjaciel. Chciał nawet odwiedzić Ann, ale nie chciał wywierać na niej presji. Również czekał. 
- Stary, co się dzieje? - zapytał go po jednym z treningów.
- Nie wiem. - przyznał Reus, chowając głowę w dłoniach.
Goetze już nie dopytywał, ale
zaczynał podejrzewać, co się dzieje z Marco.


--------------------------------------------------
I jak Wam się podoba?:)

To chyba jeden z dłuższych rozdziałów jak do tej pory.
Zostawiajcie komentarze, bo są dla mnie niezwykle ważne.:]

1 komentarz: