wtorek, 25 czerwca 2013

Rozdział 7



Pierwsza obudziła się Ann. Zobaczyła ramiona blondyna, a gdy odrobinę uniosła wzrok także jego uśmiechającą się przez sen twarz. Zaczęła się zastanawiać, co teraz będzie: będą oficjalnie razem, będą się ,,ukrywać", czy może w ogóle się rozstaną. Postanowiła, że zostawi to na później. Woli żyć chwilą i patrzeć na ten ideał, który ją obejmował. Po kilku minutach i on się obudził. Spojrzał na brunetkę i ją pocałował.
- Witaj - powiedział.
- Hej.
- Jak się spało?
- Masz bardzo wygodne łóżko. - uśmiechnęła się do niego.
- Też je lubię.
- Mogłabym się wykąpać?
- Jasne. Tam jest łazienka - Marco wskazał jej drzwi.
Ann wzięła ręcznik porzucony wczoraj, owinęła się nim i poszła.
Marco został w łóżku. Zastanawiał się, jak ma oszczędzić dziewczynie bycia na pierwszych stronach gazet. Wiedział, że jeżeli się ujawnią, to będą za nią chodzić wszędzie. Chyba najpierw z nią porozmawia. Dowie się, czy jej by to przeszkadzało. On jest w stanie znieść wszystkie pytania, bo był do  nich już przyzwyczajony. Na każdym kroku czaili się paparazzi, czekający na jakąś sensację. Był w szoku, że ostatnio nic się nie pokazuje.
Ann brała kąpiel w imponujących rozmiarów łazience. Ciągle nie do końca wierzyła w to, co wydarzyło się zeszłej nocy. Nie wierzyła w to, że Marco się nią zainteresował. Jednak była z nim szczęśliwa. Czy to nie wystarczy, aby spróbować? Aby zawalczyć o swoją przyszłość?
Wyszła z łazienki w samym ręczniku. Marco przyglądał się jej pożądliwym wzrokiem.
- Masz wolne, jak chcesz - powiedziała. - Ja pójdę zrobić nam coś do jedzenia.
- Jasne. Daj mi 15 minut.
Ann ubrała się i zeszła na dół, ale zdała sobie sprawę z tego, że zupełnie nie wiedziała gdzie co jest. Najpierw minutę szukała kuchni, a później było już tylko gorzej. Jednak po 10 minutach na stole stały zrobione przez nią kanapki i świeżo zaparzona kawa. W pewnym momencie usłyszała, że zadzwonił dzwonek do drzwi. Słyszała, że Marco wciąż bierze prysznic, a nie wiedziała, czy nie będzie zły, jeśli otworzy. Z powodu braku innych pomysłów, Ann postanowiła, że otworzy. Przeszła przez długi korytarz i przekręciła klucz w zamku. Pociągnęła za klamkę i otworzyła drzwi...
W drzwiach stała Caroline. Spojrzała na nią od góry do dołu.
- O, już Cię przeleciał? - spytała blondynka. - I co? Myślisz, że to zakończy się happy endem? Jaka Ty jesteś naiwna. Dałaś się zwyczajnie nabrać, że coś do Ciebie czuje. Nie czytałaś gazet? - szydziła dalej, choć tak naprawdę wiedziała, że coś jest na rzeczy, bo Marco nigdy nie zapraszał pierwszych lepszych do, do niedawna, ich wspólnego domu.
Ann czuła się potwornie źle. Czy blondyna może mieć rację? - pytała się w duchu.
- Marco! Ktoś do Ciebie! - krzyknęła Ann. Chciała się już schować, uciec sprzed oczu blondynki, która z jakiegoś powodu wyraźnie jej nie znosiła. Wolała nie wplątywać się w relacje Marco z byłą dziewczyną.
- Kto to, kochanie?
Obawy Caroline się potwierdziły. Zdecydowanie coś się dzieje, pomyślała. Ale przecież ta szara myszka nie ma ze mną szans.
- Chodź, bo nie uwierzysz.
- Tobie miałbym nie wierzyć? - Marco zaśmiał się czystym i pogodnym śmiechem.
Ann poczuła się zdecydowanie pewniej, bo wiedziała, że słowa Reusa nie były jedynie ,,na pokaz''. Spojrzała triumfująco na Caroline, której mina już trochę zrzedła.
- Zaraz przyjdzie - powiedziała Ann i odeszła. A raczej uciekła przed ciskającym piorunami spojrzeniem Caroline. Pomimo tego, że schowała się w salonie, to wyraźnie słyszała rozmowę Reusa i jego byłej.
- Czego tu chcesz?
- Widzę, że sprowadziłeś kolejną dziwkę.
- Ann nie jest dziwką. - dziewczyna uśmiechnęła się na słowa blondyna.
- Zwał jak zwał. Przyszłam porozmawiać.
- O czym niby?
- Chcę wrócić.
- Dokąd? – Marco udawał głupiego, ale tak naprawdę wiedział, o co jej chodzi. Serce Ann prawie wyskoczyło jej z klatki piersiowej. Nie wiedziała, co ją czeka. Przecież ona, zwykła nastolatka, nie miała szans w porównaniu z pewną siebie Caroline.
- Do Ciebie.
- Nie. – odpowiedział krótko.
- Jak to nie? – Caroline spodziewała się takiej odpowiedzi po tym, jak zobaczyła tę małą dziwkę w drzwiach.
- Normalnie. Mogłaś pomyśleć wcześniej, zanim mnie zdradziłaś.
- W głowie Ci się przewróciło od tego sukcesu. Znam Cię i wiem, że ta dziewczyna to tylko przelotna znajomość.
- Nie. Myślę, że każdy na moim miejscu by tak postąpił. Nikt nie chciałby być z kimś, kto go zdradził. Poza tym doskonale wiesz, że nigdy żadnych panienek na chwilę nie zapraszałem do domu.
- Będziesz jeszcze tego żałował! Zobaczysz! – krzyknęła wściekła Caroline i uciekła.
Ann słysząc tę rozmowę, popłakała się nieświadomie. Nie spodziewała się, że Marco tak zdecydowanie się jej postawi. Cieszyła się, że nie był już pod wpływem jej uroku. Że ważniejsze było dla niego to, co zrobiła niż to, że byli razem tyle lat. Reus martwił się o to, czy Ann słyszała jego rozmowę. Nie chciał jej narażać na stres
- Ann? – zaczął jej szukać.
- Tu jestem – odpowiedziała dość cicho, wiedząc, że Marco i tak ją usłyszy, bo znajdował się zaledwie kilka metrów od niej.
Reus szybko pobiegł do salonu i zobaczył skuloną w kącie dziewczynę. Podszedł i przytulił ją.
- Nie przejmuj się nią. To przeszłość.
- Ale ona nie ma racji? Przecież gdzie mi do niej? Jak mogłabym się z nią równać?
- Spójrz na mnie – powiedział jej. Nareszcie zrozumiał i był gotów się do tego przyznać.
Ann podniosła zaczerwienione oczy.
- Kocham Cię. Nie ją. Ona to PRZESZŁOŚĆ. Teraz jesteś Ty i będziesz Ty.
Ann przytuliła Reusa. Była przeszczęśliwa po raz pierwszy słysząc wprost jego wyznanie. Marco też był bardzo szczęśliwy, bo w końcu powiedział to, co czuje. W końcu do niego dotarło, co ta dziewczyna z nim zrobiła.
- Zrobiłam śniadanie i zaparzyłam kawę, ale pewnie jest już zimna.
- To dobrze, bo wolę zimną. - uśmiechnął się do niej. Widział, że była bardzo przybita przez słowa, które powiedziała Caroline.
- Kiedy masz trening?
- Po południu. O 14. Może chcesz się ze mną wybrać? Poznasz mojego tyrana.
- Hahahaha. Słyszałam, że jest ostry, ale aż tyran?
- Żebyś wiedziała. Osobiście nie spotkałem nigdy większego.
- Bardzo chętnie z Tobą pójdę.
- Muszę zapowiedzieć kasjerowi, żeby dał Ci karnet.
- Karnet?
- Na moje mecze. A ja Ci dam koszulkę z numerem 11, którą będziesz musiała nosić.
- Z przyjemnością. - pocałowała go. - Ale zdajesz sobie sprawę z tego, że wszystkie dziewczyny będą zazdrosne?
- A niech będą. Zresztą nie wiem dlaczego.
- Myślę, że połowa choćby dlatego, że Cię ubóstwia, a nigdy nie będzie Cię miała. Też byłam o Ciebie zazdrosna.
- O proszę, naprawdę? Kiedy? - Marco chciał dowiedzieć się o niej wszystkiego. Choć nie lubił słuchać o tym, jak jego fanki mdlały na sam dźwięk jego imienia. Nie rozumiał jak można kochać kogoś (choćby z fizycznego punktu widzenia), kogo się nie zna.
- Może nie o Ciebie, ale zazdrościłam Caroline. Chciałam być na jej miejscu.
- Mówisz i masz - uśmiechnął się do niej.
Nagle Ann olśniło.
- O mój Boże! Na śmierć zapomniałam!
- Co się stało?
- Zapomniałam o Natalie!
- O tej Twojej przyjaciółce?
- Tak. Kurczę, tak mi głupio...
- Możesz zwalić całą winę na mnie. - uśmiechnął się.
- Tak łatwo z nią nie pójdzie... Muszę do niej zadzwonić i się umówić.
- Jeśli chcesz, to możesz się z nią spotkać tutaj.
- Dziękuję, ale mam swój dom - uśmiechnęła się do niego.
- Jak chcesz.
- O której musimy wyjść z domu na Twój trening?
- Wystarczy o 13:30.
- No dobra, to umówię się z nią na wieczór.
- To ja może pójdę wtedy do Mario. Dawno go nie odwiedzałem.
- Pewnie. Wiesz co, to ja wrócę do domu, a o 13 będę z powrotem, okej?
- Chcesz, żebym Cię odwiózł?
- Coś Ty, to nie jest daleko! Wczoraj sama przyszłam, to i mogę wrócić.
Podeszła do niego i pocałowała.
- To do zobaczenia.
- Pa. - pocałował ją jeszcze raz, a później patrzył jak oddala się korytarzem w stronę drzwi.
Ann wyszła z jego domu i poszła w stronę swojego. Nie widziała jednak dziennikarza, który zrobił jej zdjęcia...

-----------------------------------------------------------
Jak Wam się podoba? Kurczę, nie spodziewałam się, że będzie tak dużo wejść na mojego bloga. Dziękuję Wam bardzo, ale proszę, żebyście zostawiali po sobie mały ślad w postaci komentarza.:)
Miłego popołudnia życzę!
Jutro będzie kolejny rozdział.:]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz