sobota, 17 sierpnia 2013

Rozdział 31

- Ann, zaczynam się martwić. - powiedział Marco. Był autentycznie przerażony. Nie miał bladego pojęcia, co chce mu powiedzieć. Widział, że dziewczyna jest również przestraszona.
- Marco. Wysłuchaj mnie do końca.
Blondyn słyszał już te słowa podczas wesela Roberta i Ani. Wcale nie podobało mu się to, że słyszy je po raz drugi.
- Ann, proszę Cię. Powiedz mi. Nie trzymaj mnie już dłużej w niepewności.
- Ale boję się Twojej reakcji. - brunetka zamknęła na chwilę oczy, wzięła głęboki oddech, spojrzała mu w oczy. - Jestem w ciąży Marco. Ja przepraszam, powinnam pomyśleć o jakimś zabezpieczeniu. Przepraszam, Marco.
Reus podszedł do dziewczyny, wziął ją za ręce, ale nie mógł popatrzeć w oczy, ponieważ Ann stała ze spuszczoną głową. Dopiero teraz dotarła do niej powaga sytuacji, w jakiej się znaleźli. Nadal obawiała się jego reakcji. Nieśmiało podniosła wzrok. Zobaczyła uśmiechniętego Reusa.
- Przecież to jest wspaniała wiadomość. - powiedział bardzo spokojnie. Nie chciał jej przerazić w tak nowej i zupełnie odmiennej sytuacji. Wiedział, że jeżeli jego dziewczyna nie cieszy się z ciąży, to musi dać jej więcej wsparcia, bo to on ją w to wpakował. Marco bardzo się z tego cieszył, choć ciąża była zupełnie nieplanowana. Był szczęśliwy, bo miał wszystko: dziewczynę, którą kochał, rodzinę, z którą się pogodził, a teraz będzie miał jeszcze dziecko z kobietą, którą kocha, a dodatkowo jego kariera dobrze i prężnie się rozwija. Czy można chcieć czegoś więcej? Reus niczego więcej nie potrzebował.
Ann patrzyła na blondyna i w pewnym momencie wybuchnęła płaczem. Poczuła tak niewysłowioną ulgę, której wyrazem był ten płacz. Piłkarz jedynie ją mocno objął. Chciał, żeby miała w nim oparcie.
- Co my teraz zrobimy? - zapytała Ann, przerywając ciszę. Patrzyła mu prosto w oczy, żeby zobaczył w nich strach. Choć z jednej strony cieszyła się, że będzie matką, z drugiej była przerażona. Czy była gotowa na to? Co powiedzą jej rodzice? Czy wytrzymają nagonkę prasy? Przecież tego nie uda im się ukryć. Nagle cała przyszłość jej się zamazała. Nie wiedziała jak będzie ona wyglądać.
- To zależy tylko od Ciebie, skarbie. - szepnął czule Marco. - Zaakceptuję każdą Twoją decyzję.
- Marco, nie mam zamiaru usunąć. Nawet mi to przez myśl nie przeszło. Chodziło mi bardziej o to, jak powiemy o tym innym. Przynajmniej Mario i Anię mamy z głowy.
- Jak to?
- Zanim Ci powiedziałam, rozmawiałam z nimi. Potrzebowałam się poradzić. Widzisz, kiedyś czytałam wywiad z Tobą... o dzieciach. I trochę się bałam.
- Ann, przecież to było na pewno wieki temu! Nadal nie widzisz, jak się przy Tobie zmieniłem?
- Wiem, ale to było mimowolne. Nawet przez chwilę nie wierzyłam w to, że mógłbyś mnie zostawić. Przeszło mi coś takiego przez myśl, ale nie wierzyłam.
- Zapewniam Cię, że wezmę odpowiedzialność na siebie. Nie zmienia to faktu, że jestem szczęśliwy.
W tym momencie, po tym wyznaniu, brunetka poczuła, że wszystko się ułoży.
- A jeżeli chodzi o powiedzenie innym, to mogę to wziąć na siebie. - kontynuował Marco. - Będzie tylko jeden problem.
- Jaki?
- Obiecałaś swojemu tacie, że nie zrobisz go zbyt szybko dziadkiem.
- Hahaha, faktycznie. Ale on nie będzie robił problemów. Najbardziej boję się o reakcję matki. Póki co nie musimy jej mówić, ale kiedyś będzie trzeba. W przeciwnym razie dowie się z prasy. Tak samo jak o naszym związku. Może gdybym sama jej powiedziała o tym, że jesteśmy razem, to łatwiej by to zaakceptowała. Dlatego to od nas musi się dowiedzieć, że zostanie babcią. Jezu, już ja widzę jej minę. Albo będzie szczęśliwa i się z nami pogodzi, albo mnie zabije.
- Chyba raczej mnie zabije. - zauważył Marco.
- Nie wykluczone. - Ann jednak nie zamierzała się tym przejmować tego dnia. Chciała się cieszyć z tego, że powiedziała mu o ciąży i że on to zaakceptował. Ba! Że jest szczęśliwy. Marco zaprowadził Ann na kanapę do salonu. Usiadł, a dziewczyna położyła się tak, że jej głowa spoczywała na kolanach Marco. Patrzyli na siebie, nic nie mówiąc. Oswajali się z nową sytuacją. Niedługo będą mieli dziecko. Dla obojga było to surrealistyczne, ale jednocześnie napawało jakąś radością. To kolejna rzecz, która będzie tylko ich.
- Pokazać Ci coś? - zapytała po pewnym czasie Ann.
- Jeśli tylko chcesz, to pewnie.
Brunetka wstała z kanapy i poszła po swoją torebkę. Szybko wróciła do pokoju i wyjęła zdjęcia USG. Dała je Marco. On spojrzał na nie.
- Jezu, to jest nasze dziecko? -  zapytał, wskazując na małą plamkę na zdjęciu.
- Tak.
- Matko, jakieś małe strasznie.
- Marco, to początek drugiego miesiąca. Czego się spodziewałeś?
- A wiadomo, czy to chłopiec, czy dziewczynka?
- Nie, jeszcze nie. A chcesz przed porodem wiedzieć?
- Mnie to obojętne. Będę je kochał bez względu na płeć.
- Jezu, jak ja Cię kocham! - powiedziała Ann i przylgnęła do niego. Zaczęła go całować.
- To te Twoje hormony tak wpływają na zachowanie?
- Bo ja wiem. Być może.
Jednak tego wieczora poprzestali jedynie na pocałunkach. Leżeli w łóżku Marco do później nocy, a później zasnęli.

Przez następne kilka dni Marco obchodził się z nią jak z jajkiem. Non stop pytał, czy czegoś nie potrzebuje, czy dobrze się czuje... To było bardzo miłe, ale w pewnym momencie Ann nie wytrzymała i powiedziała:
- Marco, ja nie jestem chora. Jestem w ciąży. Nie musisz tak o mnie dbać.
- Ale chcę, bo Cię kocham i nasze dziecko też. - stwierdził i pocałował Ann w brzuch, który nadal był niewidoczny. Dziewczynę ten gest bardzo rozczulił. Było w nim tyle miłości... Zresztą ona też inaczej się zachowywała. Nie była to kwestia hormonów, ale świadomości, że nosi w sobie życie. Że ta istota jest całkowicie zależna od niej. Nie nosiła ciężarów (jakby w ogóle Marco jej na to pozwolił!), jadła zdrowiej (o co również zadbał Marco) i przede wszystkim niczym się nie denerwowała. Wiedziała, że ma wsparcie przyszłego taty i czuła się z tym fantastycznie.
Ostatniego dnia przed wyjazdem Ann powiedziała do Marco:
- Skarbie, pojedźmy do Twoich rodziców i powiedzmy im o wszystkim, co?
- Jesteś na to gotowa?
- Mogę jechać choćby teraz.
- Daj mi 30 minut i możemy jechać.
Teraz, kiedy Reus nie musiał sprawdzać, czy w domu był jego ojciec, mogli wpadać do rodziców w każdej chwili.
Faktycznie, 40 minut później byli już w drodze do Manueli i Thomasa. Akurat ich reakcji Ann bała się najmniej. Wiedziała, że mama Marco będzie zachwycona, a jego tata nie będzie im prawił kazań, bo dopiero co załagodził spór z synem.
Po jakimś czasie stanęli przed domem Marco, trzymając się za ręce. Z grzeczności zapukali, choć wiedzieli, że mogą wejść bez pukania.
- O, dzieci! Witajcie! - powiedziała mama Reusa, która akurat otworzyła im drzwi. - Po co pukacie? Mogliście wejść.
- Cześć, mamo. - przywitał się Marco, przytulając Manuelę. To samo uczyniła Ann, z taką różnicą, że nie powiedziała do niej ,,mamo''.
- Co Wy tu robicie?
- Nie cieszysz się, że Twój syn wpadł bez zapowiedzi? - zaakcentował ostatnie dwa wyrazy, bo wiedział, że mama załapie aluzję.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo! - powiedziała całkiem poważnie pani Reus.
- Jest ojciec? - zapytał Marco dla pewności. - Chciałbym, żeby był przy tej rozmowie. To bardzo ważne. - powiedział, patrząc na Ann. Manuela od razu pomyślała o dwóch rzeczach. Pomyślała, że albo się zaręczyli, albo Ann jest w ciąży. Jakoś intuicyjnie to wyczuwała. Intuicja nie zawiodła jej, kiedy jej córka, Melanie przyszła z chłopakiem. Czuła, że się zaręczyli i miała rację.

10 minut później wszyscy siedzieli w salonie, pijąc herbatę. W powietrzu było wyczuwalne napięcie. Było to spowodowane tym, że Marco i Thomas po raz pierwszy od wielu lat usiedli przy tym stole, nie kłócąc się.
- Więc mamy Wam coś do powiedzenia. Ważnego. - zaczął Marco. Wiedział, że to on musi powiedzieć, ponieważ nie chciał stresować Ann. Zdawał sobie sprawę z tego, iż i tak się stresowała.
- Słuchamy. - powiedziała mama blondyna.
- Nie będziemy owijać niczego w bawełnę. Za kilka miesięcy będziecie dziadkami.
Na chwilę zapanowała kompletna cisza, ale dosłownie kilka sekund wystarczyło Manueli, aby podejść szybko do Ann i ją mocno przytulić, jednocześnie szepcząc na ucho:
- Tak bardzo się cieszę, Ann. Dziękuję Ci.
Dziewczyna nie do końca rozumiała, za co mama Marco jej dziękuje, ale uśmiechnęła się do niej i odwzajemniła jej gest. W dużo gorszej sytuacji był blondyn, ponieważ jego ojciec sztywno do niego podszedł i wyciągnął rękę.
- Gratuluję. - powiedział. Póki co nie umiał zdobyć się na nic więcej. Nie był w stanie go przytulić. Od czasu wesela dużo myślał o sytuacji pomiędzy nim a synem. Żałował bardzo, że mu nie ufał. Żałował, że nie dał mu wsparcia, którego potrzebował. Wsparcia, które znalazł u dziewczyny, która niedługo sama zostanie matką. Żałował, że nie może cofnąć czasu i naprawić tego potwornego błędu. Wiedział, że teraz musi upłynąć wiele czasu, żeby Marco znowu mu zaufał.
Spędzili razem wspaniałe przedpołudnie. Jednak Marco i Ann wieczorem wyjeżdżali i musieli pojechać.
- Ann, zaczekaj chwilę. - powiedziała szeptem Manuela.
- Marco, poczekaj na mnie w samochodzie. Muszę pójść do łazienki.
- Jasne, skarbie. - podszedł do niej i cmoknął ją w usta. Dziewczyna wiedziała, że nie musi się wstydzić, ale i tak jej policzki oblały się purpurą.
- Słucham. - powiedziała Ann z uśmiechem do mamy Marco.
- Ann, ja chciałam jeszcze raz Ci podziękować.
- Ale nie wiem, za co. Ja nic nie zrobiłam.
- Uratowałaś mojego syna przed kompletnym pogrążeniem się. Wiem, że nie mogę więcej roztrząsać tej sprawy, dlatego to ostatni raz.
- Ekhm... - zwrócił na siebie uwagę ojciec Marco, który wyszedł z salonu do przedpokoju. - Ja także chcę Ci podziękować. Zrobiłaś dla niego więcej niż ja. Wiem, że popełniłem błąd i teraz będę starał się go naprawić.
Ann nie wiedziała, co ma powiedzieć, dlatego podeszła do Thomasa i przytuliła go. Być może to też hormony, ale naprawdę wybaczyła mu jego zachowanie. Miała nadzieję, że kiedyś i Marco mu wybaczy w 100%.
Pożegnała się z rodzicami Marco i weszła do samochodu.
- O czym rozmawialiście? - zapytał blondyn.
- Słucham?
- Ann, stąd widać przedpokój. - wskazał na okno, znajdujące się naprzeciwko samochodu.
Dziewczyna streściła krótko rozmowę z jego rodzicami, ale on tego nie skomentował. Całą drogę przebyli w milczeniu.


-----------------------------------------------

Przepraszam kochani, że tak długo niczego nie było, ale jakoś nie mogłam nic wymyślić. Mam nadzieję, że Wam się choć trochę podoba.:) Zostawiajcie komentarze:>
Dziękuję za wszystkie Wasze komentarze!:*

Pozdrawiam! Dobranoc:*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz