środa, 7 sierpnia 2013

Rozdział 27

- Nie chcesz mi czegoś powiedzieć? - zapytał Marco, kiedy jechali samochodem.
- Nie, a powinnam? - Ann spojrzała na Reusa, nie wiedząc, o co mu chodzi.
- Ty mi powiedz. Ostatnio, gdy byliśmy na ślubie, nie było zbyt wesoło.
Brunetka przypomniała sobie niedawno zakończoną sprawę z Michaelem.
- Nie, nie wydaje mi się. Zresztą obiecałam sobie, że nie będzie żadnych tajemnic. Obiecuję, że już nigdy nie zataję przed Tobą niczego. Nigdy.
- Ulżyło mi. Cieszę się bardzo.
Reszta drogi minęła im raczej w milczeniu. Kiedy dojechali na miejsce, Ann dowiedziała się, że ślub wcale nie odbywa się w kościele. Melanie postanowiła, że jej ślub i wesele odbędą się w ogrodzie za domem rodzinnym Reusa. Kiedy Marco pomagał jej wysiąść z samochodu, powiedział:
- Nie przejmuj się moim ojcem. Nie zwracaj na niego uwagi, dobrze? - poprosił.
- To może być trudne, ale dobrze, postaram się.
Marco po raz ostatni przed ceremonią pocałował ją. W tym samym czasie przez okno wyglądała Manuela Reus i szeroko się uśmiechnęła. Tak bardzo się cieszyła, że jej syn znalazł w końcu kogoś, na kim mu zależało. Że znalazł kogoś, dla kogo się starał. Teray tylko miała nadzieję, że Thomas się przekona do Ann. Tylko tego potrzebuje jeszcze do szczęścia. Nie chciała wyjść na wścibską, dlatego szybko odeszła od okna i poszła do pokoju, w którym przygotowywała się jej córka.
***
- Jejku, jak to wszystko jest pięknie przygotowane! - powiedziała Ann, wchodząc do domu.
- To na pewno moja mama. Zawsze marzyła o tym, abyśmy wzięli ślub w naszym rodzinnym domu. ona z moim ojcem też tutaj się pobierali.
- Moi rodzice brali ślub w małym kościele w miasteczu, z którego pochodzi tata. Mama chciała wielkie wesele, ale nie mieli pieniędzy. Wiesz, pobierali się jak mieli po 19 lat.
- Właśnie z tego samego powodu moi rodzice wybrali dom.
- Mogę mieć do Ciebie prośbę? - zapytała Ann. - Pokaż mi swój pokój. Do ślubu jest jeszcze czas, a ja chcę zobaczyć, jak mieszkałeś. Gdzie się wychowywałeś.
- Dobrze, ale ostrzegam, że to nic specjalnego.
- Nic nie szkodzi.
Marco wziął dziewczynę za rękę i poprowadził w kierunku idealnie białych drzwi.
- To tutaj. - otworzył przed nią drzwi i ją przepuścił. Był bardzo ciekawy jej reakcji. Wiedział, że zbyt wiele się nie zmieniło. Nie wiedział, czy jego mama miała nadzieję, że wróci do domu rodzinnego, czy po prostu zostawiła taki wystrój ze względu na wiele fantastycznych wspomnień. Miał jednak nadzieję, że z tego drugiego powodu. Ann weszła do jego pokoju i rozejrzała się. Ten pokój zupełnie nie przypomniał wystrojem obecnego domu Marco. Nie mogła powiedzieć, że był brzydki, ale zupełnie inaczej sobie to wyobrażała. Myślała o czymś w stylu zbuntowanego chłopaka, a tu taka niespodzianka!
- Mama trochę tu posprzątała. Zostało tylko trochę moim ubrań. - przyznał Reus.
- Ładnie tutaj. Spodziewałam się czegoś innego. Myślałam o plakatach i tego typu rzeczach. Jakieś gadżety czy coś.
- Nie, ja raczej zawsze byłem spokojny. Nie buntowałem się. Należałem raczej do tych grzeczniejszych. Czasem zdarzały się oczywiście kłótnie, gorsze oceny czy nieporozumienia, ale mimo to nie sprawiałem większych problemów rodzicom.
- To tak jak ja. Miałam momenty, kiedy nawet chciałam uciec z domu, ale miałam na tyle dobrze poukładane w głowie, że nigdy tego nie zrobiłam.
- Musimy chyba na później odłożyć zwiedzanie mojego pokoju, bo za 20 minut jest ceremonia.
- No dobra, ale obiecaj, że tu wrócimy.
- Wrócimy, a jak będziesz chciała, to pokażę Ci resztę domu.
- Jeśli tylko znajdziemy czas, to pewnie.
- Chodź.
Wyszli z pokoju i skierowali się do wyjścia, ale dziewczyna zobaczyła siedzącą Melanie. Postanowiła na chwilę do niej podejść.
- Marco, poczekaj na mnie przed domem, dobrze?
- Jasne.
Reus wyszedł, a Ann weszła do pokoju, w którym zobaczyła pannę młodą.
- Co, denerwujesz się? - zapytała ze szczerym uśmiechem na twarzy.
- Stresuję się tym, że się potknę lub coś w tym stylu. Ja zupełnie nie umiem chodzić na obcasach!
- Hahaha, mam to samo. Gdyby mnie Marco nie podtrzymywał, pewnie bym już dawno upadła. Twój tata prowadzi Cię do ołtarza?
- Tak. Tylko to mnie ratuje. Z nim jakoś to przejdę.
- Pewnie, że tak! Na pewno sobie poradzisz. Przepraszam Cię, ale Marco na mnie czeka. A poza tym to Ty chyba też masz coś ważnego do zrobienia, prawda?
- Tak, chyba tak. - uśmiechnęła się Melanie. Ann wstała i wyszła z domu. Czekał tam na nią Reus.
- Wszystko w porządku? - zapytał.
- Tak, rozmawiałam z Melanie. Ona jest taka sympatyczna.
- Większość mojej rodziny taka jest. - odpowiedział.
Ann roześmiała się, słysząc ten komentarz. Marco i Ann usiedli obok siebie, wcześniej witając się z Manuelą. Ann zobaczyła też ojca Marco, ale nie miała ochoty ani odwagi do niego podejść.
- Zapomnij o nim. - szepnął jej do ucha, gdy zobaczył, że dziewczyna patrzy w jego kierunku, jednocześnie ściskając jej dłoń.
- Poczekaj sekundę, dobrze?
- Jasne.
Ann wstała i przeszła przez środek przygotowanego ołtarza. Podeszła do Thomasa Reusa, wyciągnęła do niego rękę i się przywitała.
- Dzień dobry, proszę pana.
Thomas był całkowicie zaskoczony. Nie spodziewał się takiego zachowania ze strony dziewczyny swojego syna. Zaczęło być mu nawet trochę głupio, że tak się zachował w domu Marco. Postanowił, że później pomyśli nad tym, jak naprawić tę sytuację. Ann odeszła od Thomasa Reusa z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Co to było? - zapytał Marco, kiedy jego dziewczyna siedziała już obok niego.
- Pokaz dobrych manier. Nie patrz tak na mnie. Chciałam mu pokazać, że nie przejmuję się tym, co ludzie mówią o nas i tym, co on sam o nas myśli.
- Pewnie się zdziwił.
- Może to coś zmieni w jego nastawieniu, co?
- W stosunku do mnie?
- Mam nadzieję, bo do mnie chyba nic nie ma.
- Jeszcze tego by brakowało. Mógłby w końcu zapomnieć o tym, co robiłem wcześniej i cieszyć się, że w końcu kogoś mam.
Siedzieli w pierwszym rzędzie jako najbliższa rodzina. Z początku Ann trochę dziwnie się czuła, bo jaka z niej najbliższa rodzina? Jednak siedząc obok Marco, zapomniała o tym. Prawie cała jego rodzina ją akceptowała.
- Dobrze się czujesz? - zapytał blondyn.
- Tak. Twoja rodzina jest wspaniała.
- Też ją lubię. - przyznał Marco.
Niedługo później rozpoczęła się ceremonia. Kiedy Melanie i Tom powiedzieli sobie ,,tak'', Ann się rozpłakała. Marco przez cały czas trzymał ją za rękę, bo wiedział, jak emocjonalnie podchodzi dziewczyna do tego typu wydarzeń. Póżniej zaczęła się bardziej lubiana przez większość ludzi część - wesele. Ann jednak wolała ślub, bo dla niej to oznaczało coś romantycznego. Coś, co zapowiada być może najpiękniejszą przygodę w życiu człowieka. Czasami sama nie mogła się doczekać aż weźmie ślub. W długiej, białej sukni, poprowadzona przez tatę do ołtarza, aby złożyć najpiękniejszą obietnicę w życiu człowiekowi, którego p0okocha. Czasami widziała siebie z małym dzieckiem na rękach w objęcuach mężczyzny. Naprawdę to widziała. Potrafiła sobie wyobrazić. Jedyną niewiadomą w tej wizji była twarz mężczyzny.
- Coś się stało? - zapytał po raz kolejny tego wieczora Marco, kiedy stali  patzryli na pierwszy taniec młodej pary. Bujali się nieporadnie, gdyż żadne z nich nie było mistrzem tańca. Jednak nie umiejętności były najważniejsze. Dla Ann to, w jaki sposób na siebie patrzyli było wpsaniałe. Nie przejmowali się tym, że wokół była około setka osób. Przypomniał się jej taniec z Marco na ślubie Ani i Roberta.
- Nie, nic. Po prostu oni są tak zakochani, że to widać. Chciałabym kiedyś też tak zatańczyć.
- Zatańczysz. Na pewno. - powiedział Marco i objął dziewczynę ramionami. Po kilkudziesięciu minutach Marco zapytał Ann:
- Chcesz już wracać?
- Nie, chyba, że Ty musisz.
- Nie, nie muszę. Jeśli chcesz, to możemy tu nawet zanocować. Mój pokój nadal jest wolny.
- No dobra, możemy.
Oboje byli już trochę zmęczeni całym dniem i nie chciało się im nic mówić. Stali i patrzyli na to, co się działo. W pewnym momencie podszedł do nich Thomas Reus. Był już trochę podpity.
- Ja... ja.. chciałem was przeprosić. - powiedział - Za moje zachowanie. Jak nie chciałem tak nikogo potraktować. Czy możecie mi wybaczyć? - zapytał. Zarówno dla Marco, jak i dla Ann to wyznanie było dużym szokiem. Nie spodziewali się takiego zachowania ojca blondyna.
- Jeśli chodzi o mnie, to nie było sprawy. Mam tylko prośbę. W przyszłości proszę bardziej ufać Marco.
- Tak, wiem. - odpowiedział. - A Ty, synu, wybaczysz mi? - zwrócił się bezpośrednio do chłopaka. Nie wiedział, czy nie będzie zły, jeśli użyje w stosunku do niego określenia, z którego zrezygnował kilka lat temu.
- Muszę to przemyśleć. - powiedział szczerze piłkarz. Nie chciał podejmować tak ważnej decyzji pochopnie. Z jednej strony niczego bardziej nie pragnął, ale z drugiej, czy był w stanie zapomnieć o wszystkim, ot tak? Czy był w stanie wybaczyć to, że próbował zniszczyć jego związek z dziewczyną, którą kochał najmocniej na świecie? Czy był w stanie zapomnieć o każdym przykrym słowie? I najważniejsze: czy był w stanie wybaczyć mu to, że wykreślił go ze swojego życia? Tego nie był pewien. Odchodząc od Thomasa, trzymali się za ręce i czuli na sobie wzrok ojca Marco. Byli zbyt zdziwieni, aby w jakikolwiek sposób skomentować to, co przed chwilą się wydarzyło.
- Zatańczysz? - zapytał po raz pierwszy tego wieczora Marco.
- Jasne. - odpowiedziała.
Ann miała nadzieję od początku wesela, że chłopak poprosi ją do tańca. Uwielbiała to robić, mimo że nie umiała tańczyć. Leciała dość szybka piosenka, ale to nie przeszkodziło blondynowi w wzięciu Ann w ramiona i zatańczeniu tańca wolnego.
- Wybaczysz mu? - odezwała się brunetka.
- Pewnie tak. Nie będzie od razu tak, jak kiedyś, ale może powoli uda nam się naprawić wszystko.
- Mam nadzieję. W takim razie została jeszcze moja mama.
- Co masz na myśli?
- To, że jeszcze ją musimy przekonać do naszego związku, ale to nie będzie łatwe zadanie.
- Damy radę. To zawsze już tylko jedna osoba przeciwko nam. - uśmiechnął się pocieszająco.
- Może masz rację.
Na tym skończyli temat. Wesele trwało do białego rana, ale Marco i Ann szybko się ulotnili. Blondyn pokazał jej okolicę, w której się wychował. Pokazał miejsca, które często odwiedzał. Postanowił trochę się podroczyć z Ann.
- Tutaj po raz pierwszy się całowałem.
Brunetkę od razu zainteresował ten fakt, ale nie dała tego po sobie poznać.
- Naprawdę tutaj? - zapytała Ann, starając się zachować obojętny ton głosu.
- Dokładnie tam. - Marco stanął za dziewczyną i wyciągnął rękę, wskazując właściwy kierunek. Starał się ukryć rozbawiony wyraz twrazy.
- Była chociaż fajna?
- Kto?
- No ta dziewczyna.
- Lubiłem ją, ale to było jak miałem 16 lat, więc dawno.
- Aha. - skomentowała jedynie. Ann skręcała się z zazdrości. Chciała wszystko wiedzieć. Gdyby mogła, to zasypałaby go gradem pytań.
- No już, pytaj. - przyciągnął ją do siebie i przytulił.
- O co?
- Przecież widzę, że skręca Cię z zazdrości.
- Wcale nie! - odpowiedziała szybko dziewczyna.
- No dobra. - ustąpił Marco. Stali przez chwilę w milczeniu.
- No dobra, mów! Zżera mnie ciekawość. - Ann pękła. Reus wiedział, że podobno niedobrze jest mówić o swoich byłych dziewczynach, ale jego znajomość z Ann kierowała się swoimi zasadami. Uśmiechnął się szeroko i zaczął opowiadać.
- Poznaliśmy się w liceum. Spotykaliśmy przez jakiś czas. To było moje pierwsze zauroczenie. Byliśmy wtedy na spacerze. Postanowiłem, że jeśli nie teraz, to nigdy. No i ją pocałowałem. Zaspokoiłem Twoją ciekawość?
- Tak, w zupełności. - powiedziała z uśmiechem Ann. Po tej rozmowie szybko wrócili do domu rodziców Reusa. Z pokoju Marco można było usłyszeć dźwięki muzyki, grającej z ogrodzie. Jednak Marco włączył wolną muzykę w swoim pokoju. Wziął Ann w ramiona i zaczęli tańczyć.
- Powiesz mi, dokąd lecimy na wakacje?
- Nie, to pozostanie tajemnicą. Będzie ciepło. Tyle mogę Ci powiedzieć.
- Ciepłe kraje?
- Zdecydowanie tak.
- To dobrze.
- Tylko to jest takie trochę odludzie. Może w końcu nikt nam nie będzie przeszkadzał? Zero dziennikarzy, paparazzi. Święty spokój.
- Tak. Nie mogę się już doczekać.
Marco zaczął całować dziewczynę. Jakiś czas później odezwała się Ann:
- Marco, a Twoja mama? Przecież może w każdej chwili tu wejść.
- Jest za bardzo zaaferowana weselem.
- Jesteś pewien?
- Znam ją od dawna. Przeżyłem kilka ślubów w mojej rodzinie i wiem, że jeśli jest jakaś uroczystość, to mama zawsze była pochłonięta. Teraz tym bardziej, bo to wesele jej córki.. - powiedział Marco i wrócił do całowania dziewczyny. Po takim zapewnieniu szybko udzielił się jej jego nastrój. Sięgnęła do guzików koszuli Marco i rozpięła ją. On natomiast rozsunął suwak jej sukienki i zsunął z jej ramion.
Spędzili razem kilka wspaniałych godzin. Choć Ann co jakiś czas miała wrażenie, że słyszy  kroki, Marco szybko sprawiał, że dziewczyna zapominała o swoich obawach. W końcu wykończeni, zasnęli.









____________________________________________________

Wróciłam kochani!
Przepraszam, że dopiero dzisiaj dodaję, ale przedłużyłam wakacje i dlatego wróciłam później niż planowałam.
Dziękuję za Wasze życzenia! Wyjazd się bardzo udał:) Nareszcie się trochę opaliłam!:)
Mam nadzieję, że ten rozdział podoba się Wam równie mocno, jak poprzednie!:>

Dziękuję za każdy komentarz, za każde wejście i ogólnie za to, że jesteście! Naprawdę.:]
Pozdrawiam!:*
Dobranoc:*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz