wtorek, 20 sierpnia 2013

Rozdział 34

Mario postanowił odebrać z lotniska Marco i Ann. Nie miał pojęcia jednak, że Natalie także postanowiła pojechać na lotnisko. Siedzieli w hali przylotów. Mario w jednym końcu, a Natalie w przeciwległym. Nie widzieli siebie. W pewnym momencie dziewczyna odwróciła wzrok i zauważyła piłkarza. O kurwa, pomyślała. Nie mogła tak nagle wstać i pójść, bo przecież na pewno zwróci na nią uwagę. Postanowiła udawać, że go nie zauważyła. Jednak było to trudne. Siedziała sztywno i raz na jakiś czas spoglądała w stronę Goetzego, czy przypadkiem nie patrzy w jej stronę. Nie chciała z nim rozmawiać. Nie zastanawiała się nawet, co mogłaby mu powiedzieć. Przecież nie mogła po raz kolejny wyskoczyć z tekstem: ,,To była pomyłka.''. W końcu to samo wydarzenie, które miało miejsce dwukrotnie nie może być pomyłką ani przypadkiem. Przynajmniej z jej strony.
Po jakichś trzech minutach Mario odwrócił głowę i ją zobaczył. Chwilę się zastanawiał, co zrobić: podejść, czy udawać, że jej nie zauważył? Co będzie lepsze. Mógł dowiedzieć się czegoś, co by go podłamało albo czegoś, co by go uradowało. Postanowił po raz kolejny zaryzykować i do niej podszedł.
- Cześć. - powiedział.
- Ooo, cześć. Nie zauważyłam Cię. - skłamała Natalie.
- Musimy chyba porozmawiać. - Mario czekał aż dziewczyna spojrzy na niego, ale nic takiego nie nadeszło, dlatego poprosił - Natalie, spójrz na mnie. - Dziewczyna podniosła wzrok.
- Masz rację, Mario. Musimy. - powiedziała z nutą stanowczości w głosie, której nigdy wcześniej Goetze u niej nie słyszał. Natalie wstała, spojrzała mu w oczy. - Nie podoba mi się to, w jaki sposób mnie traktujesz. Jak pierwszą lepszą. Wykorzystujesz to, że mam słabą głowę i przez to krzywdzisz. Nie wiem, czy nawet jesteś zdolny do uczuć. Przez chwilę myślałam, że coś może między nami być, ale chyba się myliłam. Szkoda, że nie pomyślałeś o moich uczuciach wcześniej, zanim... A zresztą nieważne.
- Nie, Natalie. Bardzo ważne. Zanim co? - chciał z niej wyciągnąć prawdę. Czuł, że to może ich zbliżyć.
- To naprawdę jest nieważne. Już nie.
Natalie odwróciła się i chciała odejść, jednak Mario złapał ją za rękę. Nie dbał o to, że patrzy na nich kilkadziesiąt osób. Pomimo oporu dziewczyny zaczął ją całować.
- Mario, przestań! - krzyknęła Natalie. Jednak on nic sobie z tego nie robił. Dziewczyna wyrwała mu się i choć chciała mu wykrzyczeć, że się w nim zakochała, nie mogła. Za to go spoliczkowała, mówiąc:
- Nigdy więcej tego nie rób! - powiedziała ze łzami w oczach i odeszła. Poszła do łazienki i zaczęła płakać. Głupia jestem, pomyślała. Dlaczego mu nie powiedziałam? Powinnam była. Biła się z myślami. Ciągle mogła jeszcze tam wrócić i powiedzieć prawdę. Jednak, nie wiedząc czemu, nie zrobiła tego.
***
- Skarbie, jesteśmy. - powiedział Marco, budząc Ann.
- Znowu przespałam całą drogę?
- Tak.
- Zdecydowanie za dużo śpię.
- Spokojnie, śpij, ile chcesz, ale teraz musimy wyjść z samolotu.
- No dobra. Chodźmy.
Ann i Marco wyszli, trzymając się za ręce. Od razu zobaczyli Mario i Natalie, która już wyszła z łazienki.
- Udawaj, że nic się nie stało. - szepnęła do Goetzego, zanim Marco i Ann podeszli do nich.
- Cześć, Natalie! Cześć, Mario. - powiedziała Ann i przytuliła swoich przyjaciół. Marco pocałował Natalie w policzek i przywitał się z Mario.
Marco wrócił do swojego domu, a Ann do swojego. Musiała ogarnąć porządek i podlać kwiaty.
- Ann, a kiedy się do mnie przeprowadzisz? - zapytał Marco, kiedy wracali samochodem.
- Muszę wymyślić, co zrobić z moim domem i wtedy się przeprowadzę.
- Okej, a jutro idziemy na te zakupy?
- Jasne.
- Tylko muszę Cię ostrzec. Ponieważ jestem rozpoznawalny, następnego dnia na 90% znajdziemy artykuł w gazecie, że będziemy rodzicami. Jak wolisz, to możemy zamówić przez internet.
- Nie ma mowy! Sama muszę zaakceptować wygląd rzeczy.
- Dobrze. Skoro jesteś w stanie to zaakceptować... To o której się widzimy? Pamiętaj, że dość długo sypiasz.
- Wiem, kochanie. Nie musisz mi przypominać. To może po południu?
- Jasne. O 16?
- A nie masz treningu?
- Nie, dopiero pojutrze. Czyżby trener-tyran dał Ci jeszcze jeden dzień wolnego?
- Nie. Zarezerwowałem wycieczkę tak, żebyśmy po powrocie mogli spędzić jeszcze jeden dzień razem. - Marco pocałował ją. W czasie wyjazdu ich związek całkowicie się wyciszył. Przyzwyczaili się do tego, że będą rodzicami. Już nie był to związek pełen namiętności - nie musieli co godzinę się całować, aby wiedzieć, że się kochają.

*** następnego dnia wieczorem ***
Ann i Marco kupili śliczne rzeczy dla dziecka. Wszystko, co było potrzebne na początek.
- Jak będzie trzeba, to dokupimy wszystko później. - powiedział Marco, gdy leżeli na kanapie w salonie Reusa przytuleni do siebie. Tak spędzony wspólnie czas w zupełności im wystarczał.
- Za chwilę wracam, idę do łazienki. - powiedziała Ann. Wstała i poszła w stronę łazienki. Nagle poczuła ból w brzuchu.
- Ała! - krzyknęła i zgięła się w pół. Blondyn dobiegł do niej w kilka sekund. Wziął ją na ręce.
- Co się dzieje?! - zapytał zdenerwowany.
- Nie mam pojęcia. Boli mnie brzuch. Bardzo. - odpowiedziała Ann.
- Jedziemy do szpitala.
Marco zabrał ją do najlepszego szpitala w Dortmundzie. Chciał, aby jego dziewczyna i dziecko mieli jak najlepszą opiekę. Niestety lekarz kazał mu poczekać na zewnątrz. Po pół godzinie Marco odchodził od zmysłów. Nikt nie wychodził, nie było słychać żadnego dźwięku, poza sporadycznymi rozkazami lekarza. W końcu po blisko 40 minutach lekarz otworzył drzwi i wyszedł na zewnątrz.
- Pan jest ojcem dziecka? - zapytał.
- Tak.
- Nie wiem, czy mam dla pana dobre wiadomości. - powiedział. - Zapraszam do gabinetu.

---------------------------------------
Cóż, aby wprowadzić nutkę niepewności, urywam w tym momencie. Ale jutro będzie druga część, więc wszystkiego się dowiecie.
Dziękuję za każdy komentarz:) Czekam na następne:>
Pozdrawiam! Miłego wieczoru:*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz