piątek, 23 sierpnia 2013

Rozdział 37

Marco wstał i czuł się jeszcze bardziej zmęczony niż wówczas, gdy się kładł spać. Jednak nie żałował ani chwili spędzonej w pokoju obok. Od razu po wyjściu z łazienki, Marco wziął telefon i wybrał numer do Ann.
- Cześć, skarbie. - przywitał ją. - Jak się czujecie?
- Dzięki, dobrze. Widzę, że zacząłeś się przejmować także naszym dzieckiem. - powiedziała z radością.
- Ann, wiem, że nie od początku dawałem Ci wsparcie, ale już wiem, muszę pogodzić się z Twoim wyborem i Cię wspierać.
- Cieszę się, że się z tym pogodziłeś. Mam dla Ciebie dobrą wiadomość.
- Tak, a jaką?
- Miałam wczoraj badania. Wyniki są coraz lepsze. Z tego, co wiem, to za chwilę znowu będę miała jakieś badania. Obchodzą się ze mną, jak z jajkiem.
- I bardzo dobrze! Niech tylko mi Cię tam zaniedbają. - pogroził Reus. Jednak w głębi serca był zadowolony, że sytuacja się stabilizowała. W końcu lekarz ich ostrzegł, że Ann nie może się denerwować.
- Spokojnie. Dbają o mnie jak o nikogo innego. Naprawdę. To, że jesteś znany, potrafi zdziałać cuda. - powiedziała, śmiejąc się.
- Widzimy się po treningu, skarbie. - pożegnał się Marco i ze spokojem poszedł na trening.

***

Ann leżała spokojnie w łóżku, kiedy nagle usłyszała jakiś hałas, dobiegający z korytarza. Postanowiła jednak, że nie będzie się ruszać z sali. Wkrótce i tak pewnie się wszystkiego dowie. W szpitalu wszystko szybko się rozchodziło. Już po chwili wiedziała, że dziennikarze dowiedzieli się, że ona tu leży. To do niej chcieli się dobić.
- To szpital, a nie stadion! - krzyczała jakaś pielęgniarka. - Proszę wyjść!
Jednak wścibscy paparazzi nie zwracali na nią uwagi. Chcieli się dopchać do Ann.
Taką sytuację zastał Reus, kiedy po treningu przyjechał do szpitala.
O nie, pomyślał. Wszyscy dziennikarze nagle się na niego rzucili. Dopytywali się, co tu robi. Dlaczego jego dziewczyna leży w szpitalu. On, nie mając ochoty odpowiadać na te pytania, rzekł:
- Pozwę każdego, kto ją zdenerwuje. - nie miał takiego zamiaru, ale musiał coś powiedzieć. Po chwili dodał - Nie będzie żadnego komentarza. Żadnej odpowiedzi nie będzie. - wyminął wszystkich dziennikarzy i skierował się w stronę sali Ann. Znalazł ją w łazience, która znajdowała się niedaleko jej łóżka.
- Schowałam się przed nimi. - powiedziała z uśmiechem.
- Mam to załatwić? - zapytał Reus. Nie był w stanie ich wygonić ze szpitala, ale mógł załatwić Ann inną salę. Na jakiś czas by pomogło.
- Znudzą się w końcu. Zostaw ich. Lepiej opowiadaj, co na treningu. Co u chłopaków, jak przygotowania? - Ann była ciekawa, co się dzieje. Marco opowiedział jej o wydarzeniach tego dnia. Kiedy powoli kończyły im się tematy do rozmowy, przyszedł do nich lekarz.
- Dzień dobry. - powitał ich z uśmiechem.
- Dzień dobry. Jak wyniki? - zapytała Ann.
- Wszystko zaczyna się stabilizować. Jednak nie chcę niczego zapeszać. - odpowiedział. Chwilę później zwrócił się do Marco. - Czy mógłbym prosić o chwilę rozmowy?
- Oczywiście. - Reus zaczął się niepokoić, pomimo zapewnień lekarza o poprawie i stabilizacji stanu zdrowia jego żony.
- To zapraszam do mojego gabinetu.
- Zaraz wrócę, skarbie. - powiedział do Ann. O dziwo, wielu dziennikarzy opuściło szpital, więc Reus nie miał większych problemów z przedostaniem się do gabinetu lekarza.
- O co chodzi? - zapytał lekko zestresowany.
- Nie chciałem rozbudzać w Pani Ann zbyt wielkiej nadziei i entuzjazmu, ale jeśli do końca tygodnia utrzymają się takie wyniki, to będzie mogła wyjść do domu. W związku z tym mam do Pana pytanie, czy będzie Pan w stanie zapewnić jej stałą opiekę?
- Ma Pan na myśli pielęgniarkę?
- Niekoniecznie pielęgniarkę, ale najlepiej byłoby dla Pana żony, gdyby to była pielęgniarka.
- Oczywiście, że tak. Zapewnię taką opiekę, aby Ann nie została nawet na chwilę sama. Pomogą mi jej przyjaciele, nasze rodziny. Zatrudnię pielęgniarkę.
- To wspaniale. Jednak proszę jeszcze jej nic nie mówić, dobrze?
- Oczywiście. Ode mnie się niczego nie dowie. - Marco z szerokim uśmiechem na twarzy opuścił gabinet lekarza.
- Co od Ciebie chciał? - dopytywała się Ann. Blondyn tego nie przewidział. Nie wymyślił niczego na szybko, dlatego musiał improwizować.
- Omówił ze mną wyniki. Powiedział, że się stabilizują, że jest coraz lepiej. I powiedział, że mam o Ciebie dbać.
- Jakbyś już tego nie robił. - odpowiedziała Ann. Nie do końca uwierzyła Reusowi, ale nie starała się dociekać prawdy. Wiedziała, że Marco nigdy jej nie okłamał, a jeśli w tym momencie to zrobił, to miał ważny powód.
- Kocham Cię. - powiedział Reus. Już dawno jej tego nie mówił. A przynajmniej takie miał wrażenie.
- Ja Ciebie też. Przecież wiesz.

***

Około 20 Marco znowu był zmuszony opuścić szpital. Cieszył się z dwóch powodów. Był niesamowicie zmęczony treningiem, a poza tym umówił się z kolegami, aby dokończyć pokój dla swojego dziecka.
Tak samo, jak poprzedniego dnia, piłkarze skończyli pracować przed północą.
- Dzięki. Nie wiem, kiedy bym bez Was skończył ten pokój. - powiedział Marco.
- Ty też byś nam pomógł, gdybyśmy potrzebowali. - powiedział Lewy.
- No pewnie, że tak! W każdym razie, jestem Waszym dłużnikiem.
- Ja mam pewien pomysł na spłatę długu. - zaczął Lewandowski. - Jak już wszystko się uspokoi, robisz imprezę, jakiej świat nie widział!
Koledzy z drużyny szybko go poparli.
- Impreza to będzie do białego rana! - zapewnił ich Marco.
- Mamy nadzieję!
Borussen wyszli z domu Reusa, a blondyn, tak samo jak poprzedniego dnia, szybko zasnął.

***
Marco obudził się i spojrzał na zegarek. Za 30 minut miał trening! W końcu dopadło go zmęczenie i prawie zaspał. Klopp dałby mu popalić. W ostatniej chwili jednak zdążył. Trener był chyba w złym nastroju, bo przywołał go do siebie:
- REUS!
- Tak?
- 5 karnych kółek. JUŻ!
Marco nie chciał się sprzeciwiać, dlatego jak najszybciej się przebrał i zaczął wykonywać karę. W czasie, gdy Reus był w szatni i się przebierał, do Kloppa podbiegł Goetze.
- Panie trenerze. Nie powinien Pan karać Marco. On ma... pewne problemy.
- Każdy ma. - odpowiedział.
- Ale on ma... niecodzienny problem. - Mario, chcąc uratować kumpla przed kolejnymi karami, które mogły się zdarzyć w przyszłości, opowiedział trenerowi o Ann i ciąży.
- REUS! - po raz kolejny przywołał Marco do siebie.
- Tak? - odpowiedział blondyn.
- Czy to prawda, co powiedział Mario?
- Zależy, co powiedział.
- O Twojej dziewczynie.
- Tak... Prawda.
- Czemu mi nie powiedziałeś?! - krzyknął do piłkarza.
- Nie chciałem litości. Przecież wiem, że mam obowiązki w stosunku do klubu.
- Ale, Reus, to zmienia postać rzeczy! Dzisiaj Ci daruję karę. - powiedział wspaniałomyślnie.
- Dzięki, trenerze.
Reus chciał dodać coś w stylu ,,Nic dziwnego, w końcu się nie spóźniłem.'', ale powstrzymał się.

***

Tymczasem do Ann, jak codziennie, przyszedł lekarz, aby wykonać badania.
- Panie doktorze, o czym rozmawiał Pan wczoraj z moim mężem. On coś tam mi powiedział, ale mu nie uwierzyłam. Proszę mi powiedzieć.
- Nie chciałem wzbudzać w Pani zbyt wielkiego entuzjazmu, ale jeśli do piątku włącznie będzie Pani miała takie wyniki, to chyba będę mógł Panią wypisać.
- To wspaniale! Ale dlaczego rozmawiał Pan o tym z Marco, a nie ze mną?
- Musiałem się upewnić, że będzie w stanie zapewnić Pani dobre warunki.
- O to nie musi się Pan martwić. Myślę, że będę jeszcze bardziej obserwowana, niż tu, w szpitalu. - powiedziała Ann, śmiejąc się.
- Też mnie o tym zapewnił. Mam nadzieję, że Pani również będzie o siebie dbała.
- Pan jeszcze w to wątpi? - zapytała z uśmiechem.
- Skądże znowu! Po prostu wolałem się upewnić. Pan Reus chyba by mi głowę urwał, gdyby cokolwiek się Pani stało.
- Nie chcę Pana martwić, ale pewnie tak.

Wyniki okazały się jeszcze lepsze od tych z poprzedniego dnia. Nagle ktoś wszedł do pokoju Ann.
- Cześć! - to była Ania Lewandowska.
- Ania! Jejku, jak się cieszę, że przyszłaś!
- Przyszłabym wcześniej, gdyby Robert mi coś powiedział. Ale mój ukochany mąż dopiero wczoraj, gdy przyszedł od Marco wieczorem był łaskaw mi coś powiedzieć.
- Robert wczoraj wieczorem był u Marco? - zapytała podejrzliwie Ann. Mąż nic jej o tym nie wspominał.
- Cała drużyna była. - w tym momencie Ania zorientowała się, że Ann nic nie wie. Nie wie o pokoju dla dziecka i pomocy drużyny. Nie mogła odwołać tego, co powiedziała, dlatego już nic więcej nie powiedziała.
- Naprawdę? Marco nic mi nie mówił.
Lewandowska tego nie skomentowała. Szybko zmieniła temat.
- Powinnam się na Ciebie obrazić!
- Za co? - Ann połknęła haczyk, co Ania przyjęła z ulgą.
- Nie powiedziałaś mi, że nazywasz się od niedawna Reus!
- Przepraszam, kochana. Tyle się dzieje ostatnio, że nawet nasi rodzice nie wiedzą. Najgorsze jest to, że niedługo mój tata wraca zza granicy i to ja będę musiała mu o tym powiedzieć. Moja matka nie musi wiedzieć.
- Powinna. - stwierdziła Ania.
- Wiem, ale jeśli nie odzywa się do mnie od czasu, kiedy zaczęłam spotykać się z Marco, to chyba się mną nie interesuje.
- Coś Ty. Jesteś jej jedynym dzieckiem. Daję sobie rękę uciąć, że śledzi w Internecie, co się z Tobą i Reusem dzieje.
- Wątpię. - powiedziała ze smutkiem Ann. Chciałaby, żeby tak było, ale nie miała zamiaru pierwsza wyciągać ręki do matki.

Ania i Ann przegadały razem następne dwie godziny. W końcu postanowiła iść.
- Muszę już lecieć. - powiedziała.
- Jasne. Być może następny raz spotkamy się już w domu.
- Oby!
Pocałowała ją w policzek i wyszła. Na korytarzu spotkała Marco, który akurat szedł do Ann.
- Marco! Przez przypadek wygadałam się, że wczoraj cała drużyna była u Ciebie. Przepraszam. - przyznała się Lewandowska.
- O pokoju też już wie?
- Nie. O tym na szczęście nie powiedziałam.
- To dobrze.
- Do zobaczenia, Marco!
- Cześć, Aniu.
Przyjaciele pocałowali się w policzek. Ania wyszła ze szpitala, a Reus poszedł do swojej żony.
- Cześć, kochanie. - przywitał ją.
- Cześć.
- Mam złe wiadomości.
- Co się stało?
- Dziennikarze coś wywęszyli.
- Trudno. Nie mam zamiaru więcej tych bzdur w Internecie czytać.
- Może to i lepiej.
- Ale Ty musisz mi, skarbie, coś wyjaśnić. - powiedziała.
- Tak? A co? - Reus wiedział, o czym myślała brunetka. Jednak udawał, że nie ma pojęcia.
- Byłeś ostatnio na jakiejś imprezie?
- Wczoraj chłopaki do mnie wpadli. - Reus uznał, że bardzo dobrze, iż Ann uznała wczorajsze spotkanie za imprezę. - Ale gdzie tam impreza. Kilka piw, muzyka. Nic więcej.
Ann myślała, że to było coś więcej, ale odpuściła. Nie chciała dociekać prawdy.

*** piątek ***
Tego dnia Marco miał trening dopiero od 17, bo trener Klopp miał jakąś ważną sprawę i wyjątkowo przesunął na popołudnie. Dlatego od samego rana Reus był w szpitalu u Ann. Pokój już miał skończony, więc jeśli Ann tego dnia wyszłaby ze szpitala, to już nie musiałby pracować. Mógłby spędzać z nią czas, opiekując się nią.
Blondyn postanowił porozmawiać z lekarzem odnośnie wypisu Ann.
- Dzień dobry, możemy chwilę porozmawiać? - zapytał piłkarz, wchodząc do gabinetu.
- Oczywiście. Zapewne chodzi o wypis, prawda?
- W rzeczy samej. Ann wyjdzie dzisiaj?
- Nie ma żadnych przeciwwskazań.
- To wspaniała wiadomość. Proszę mi powiedzieć, czy Ann może odbywać krótkie podróże? Musimy powiedzieć kilku osobom o ślubie, a innym i o dziecku. - przyznał Reus.
- Krótkie podróże tak. Ale i tak proszę o nią dbać. Proszę zadbać, aby się nie denerwowała. To teraz ważne.
- Oczywiście. Rozumiem. Kiedy Ann dostanie wypis?
- Nawet teraz.
- To fantastycznie. Dziękuję. - powiedział Reus, wyciągając rękę do lekarza, a ten ją uścisnął.

Godzinę później Ann i Marco opuścili szpital. Raz w tygodniu brunetka miała przychodzić na badania, a poza tym zero stresu, obowiązków itp. Choć Ann słyszała to już kilkanaście razy, tym razem również wzięła sobie do serca ostrzeżenia lekarza. Wiedziała, że to może się skończyć źle i dla niej, i dla dziecka. Kiedy tylko wyszli ze szpitala, stało się to, czego Marco najbardziej się obawiał.
Ze wszystkich stron otoczyli ich dziennikarze. I znowu zaczęły się pytania, na które żadne z nich nie chciało odpowiadać. Dlatego Marco otoczył ramieniem Ann i zaprowadził ją do swojego samochodu.
- Jezu, cofam to. - powiedziała Ann.
- Co takiego?
- Nie lubię, jak dziennikarze siedzą nam na ogonie.
- Hahahaha, dość szybko zmieniłaś zdanie, kochanie.
Później pojechali prosto do domu Reusa.

-----------------------------------------
Jest kolejny. Duuuuuuużo nudniejszy od poprzednich, wiem. Ale nie może ciągle się coś dziać:)
Mam nadzieję, że i tak Wam choć trochę się podoba.:)
Zostawiajcie opinie, proszę!:)
Najprawdopodobniej jutro następny, choć nie jestem pewna, bo jutro ,,małe'' zakupy.:D
chociaż jeśli po dzisiejszym meczu będę miałą dobry humor, to dodam już wieczorem:>

Pozdrawiam i życzę wspaniałego (oby wygranego) wieczoru.
Mam nadzieję, że Marco strzeli dzisiaj choćby jedną bramkę.:) No cóż, liczy się zwycięstwo!:]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz