Marco był po gabinetem szybciej od lekarza. Wszedł i zaczął chodzić po pomieszczeniu. Nie mógł już wytrzymać tego napięcia. Wysłał jeszcze szybko smsa do Mario:
Zabierz Natalie i przyjedźcie do szpitala.
- Niech Pan mówi, Panie doktorze! - prawie krzyknął.
- Nie jest najgorzej, ale dobrych wiadomości też nie mam. Pomimo względnie dobrych wyników badań, życie Pana dziewczyny jest zagrożone. Co prawda jeżeli będzie przestrzegać zaleceń lekarzy, powinno być dobrze, ale tego nie mogę zagwarantować.
- Ale co się stało? Niedawno byliśmy na wakacjach i wszystko było dobrze. Panie doktorze, czy to przez ten wyjazd? - Marco obawiał się odpowiedzi. Nie wybaczy sobie, jeśli to przez to, że koniecznie chciał wyjechać.
- Tego nie mogę powiedzieć, bo odpowiedzi się nie dowiemy. Mogłoby się to wydarzyć bez względu na Wasze plany.
Reus odetchnął z ulgą. Jednak nadal nie dawała mu ta sytuacja spokoju.
- Co musimy robić? Mam ją zawieźć do najlepszej kliniki? Mogę to zaraz załatwić.
- Nie, Pani Ann nie może podróżować. Musi leżeć.
- Całą ciążę?
- Nie wiem. Na pewno przez najbliższe dwa miesiące tak.
- A może w domu? Załatwię jej opiekę.
- Póki co musi zostać w szpitalu. Codziennie będzie miała przeprowadzane badania.
- Jednak jeśli będzie cokolwiek potrzebne, załatwię wszystko. - zaoferował się blondyn.
- Dobrze.
- Panie doktorze... - zaczął Marco. Jeszcze jedna sprawa nie dawała mu spokoju.
- Tak? - zachęcił go lekarz.
- Czy... Czy będzie konieczna... aborcja? - w końcu to z siebie wydusił.
- Przyznam szczerze, że gdy Pan ją przywiózł byliśmy bliscy wykonania zabiegu. Jeśli jeszcze raz Pana dziewczyna będzie miała taki napad, nie wiem, czy uda nam się uratować dziecko i ją.
- Słucham? To aż tak poważne?
- Niestety, obawiam się, że tak.
Marco schował głowę w swoich dłoniach. Nie wiedział, co ma myśleć. Jeszcze kilka dni temu tak bardzo cieszył się, że zostanie ojcem. Planował małżeństwo, dziecko, wspólny dom. Wszystko było jasne. A teraz? Niczego nie był pewien.
- Mogę z nią porozmawiać? - zapytał Marco.
- Oczywiście. Ale nie może Pan jej denerwować. I niedługo, proszę.
- Dobrze. - zgodził się Reus. Jak ma jej powiedzieć to, co chciał tak, aby się nie zdenerwowała?
Wszedł do pokoju, gdzie zobaczył Ann. Miała zamknięte oczy. Pomyślał, że dziewczyna śpi. Nie chciał jej budzić, ale gdy miał wychodzić, usłyszał jej słaby głos:
- Marco? Chodź, kochanie. - uśmiechnęła się do niego.
Podszedł do niej i wziął ją za rękę. Mało co się nie rozpłakał. Nie spodziewał się takiej sytuacji. Nie wiedział, co powiedzieć.
- Będzie dobrze, skarbie. - powiedziała Ann. Była pewna. I proszę! Jeszcze ona go pociesza, choć to jej życie jest w niebezpieczeństwie.
- Wiesz dobrze, że wcale nie musi tak być.
- Ale będzie. - powiedziała Ann z mocą.
- Ja wiem, że nie powinienem tego mówić, ale może... lepiej by było, gdybyś... usunęła ciążę?
- Co Ty mówisz, Marco? Nie ma mowy. - powiedziała Ann, obejmując swój mały brzuch.
- Może tak będzie lepiej? Dla Ciebie. Dziecko zawsze możemy adoptować lub mieć drugie, a Ciebie drugiej nie będzie.
- Marco, nie widzisz, że to, co miało nas łączyć, zaczyna dzielić? Najgorsze jest to, że jeżeli nie zmienisz nastawienia, to podzieli nas to ostatecznie.
- Ann... Jeśli mam wybierać, to wybieram Ciebie. A jeżeli... Co będzie jeśli... Co jeżeli Ty umrzesz? Co ja wtedy zrobię?
- Będziesz miał nasze dziecko. Ono będzie Ci o mnie przypominało. Będzie z Tobą. Będzie Cię potrzebowało.
- Myślisz, że będę w stanie je wychowywać ze świadomością, że przez nie Ty... - głos mu się załamał. Ann starała się za wszelką cenę o zrozumienie Reusa. Choć tego nie znosił, zaczęła gładzić jego włosy. W tym momencie nie dbał o to.
- Marco, powiedz, że żartujesz. Czyli kłamałeś w hotelu? Że będziemy wspaniałymi rodzicami?
- Ann... Mieliśmy być MY, a nie tylko ja. To znacząca różnica.
- Będę. - wzięła jego rękę i przyłożyła do brzucha. W tym momencie poczuła, że jest na straconej pozycji. - Poza tym, kto powiedział, że umrę? Jeśli będę słuchała lekarzy, to jest duża szansa, że wszystko pójdzie dobrze.
- A jeśli przy porodzie pójdzie coś nie tak? Nawet nie chcę o tym myśleć, ale... jeśli mnie zostawisz?
- Marco. Spójrz na mnie. - zrobił to, o co go poprosiła. Jego oczy były pełne łez. - Będę walczyć. Chcę widzieć, jak moje dziecko stawia pierwsze kroki, uczy się pierwszych słów i pierwszy raz kopie z Tobą piłkę. Będę walczyć. - powtórzyła z naciskiem.
- Za chwilkę wrócę, dobrze?
- Jasne. - powiedziała Ann.
Reus wyszedł z sali na korytarz. Tam już czekali na niego Mario i Natalie.
- Co się dzieje? - zapytali. Marco szybko powiedział im, co się dzieje.
- Wejdźcie do niej. Ja muszę coś przemyśleć. Tylko błagam, nie starajcie się jej przekonywać do niczego. Ja muszę z nią to załatwić.
Reus chodził po korytarzu. Był zły na siebie, że w ogóle spłodził to dziecko. Widział, że Ann jest nieugięta. Uśmiechnął się smutno. Już wiedział, co chciał zrobić. Może to było szalone, ale nie dbał o to.
Wrócił do sali, spojrzał na Mario i Natalie. Oni wyczuli, że powinni wyjść. Dlatego też to uczynili.
Wyszli na korytarz. Natalie zaczęła płakać. Goetze ją przytulił.
- Co teraz będzie? - zapytała go. On nie wiedział, co odpowiedzieć, dlatego tylko mocniej ją uścisnął.
***
- Ann. Obiecuję, przysięgam zająć się dzieckiem, jeżeli spełnisz jeden warunek.
- Zgadzam się. - odpowiedziała bez wahania.
- W ciemno?
- Tak.
- Wyjdź za mnie.
- Tutaj?
- Tak. Poproszę, żeby ksiądz przyszedł. Chcę się z Tobą związać na zawsze. Choć w naszym przypadku to ,,zawsze'' może trwać bardzo krótko. Bez względu na to, jak długi to będzie czas, chcę być Twoim mężem. Chcę, żebyś była moją żoną.
- A jeśli wszystko się uda? Możesz być pewien, że jeśli w przyszłości będziesz tego chciał, to wyjdę za Ciebie. Warto się spieszyć?
- To weźmiemy drugi ślub. Oficjalny.
- Dobrze, Marco. Zgadzam się. - odpowiedziała Ann. Co prawda nie tak wyobrażała sobie swój ślub, ale jeśli to może pomóc w zmianie decyzji Reusa, to warto zmienić własne plany.
Marco wyszedł do Natalie i Mario, którzy siedzieli razem, przytuleni.
- Będziecie świadkami. - powiedział do nich.
- Świadkami czego? - zapytał zdziwiony Mario. Natalie od razu zrozumiała, o co chodzi.
- Na ślubie, głupku. - wyjaśniła Goetzemu. - Prawda, Marco?
- Zgadza się. Ja idę załatwiać wszystko. Jutro będzie ślub.
--------------------------------
Miałam dzisiaj straszny sen i dlatego ten rozdział nie jest bardzo wesoły. Aż się popłakałam, jak się obudziłam, a nigdy wcześniej mi się to nie zdarzyło. Jednak mimo to, mam nadzieję, że Wam się podoba, kochani!:>
Czekam na Wasze opinie:*
Pozdrawiam!:*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz