wtorek, 16 lipca 2013

Rozdział 22

Obudzili się dość wcześnie rano. Ann zdecydowała, że to zbyt wczesna pora na telefon do Michaela. Marco nie podobał się pomysł wizyty w jego domu, ale był znacznie spokojniejszy, bo miał iść tam razem z nią. Był też ciekawy, co były chłopak Ann ma im do powiedzenia. Może on nie był do końca winien tego, co się stało, zastanawiał się Marco. Leżał na łózku brunetki w samym ręczniku. Wziął już prysznic, a teraz w łazience była Ann. Zaczął myśleć o tym, jak wiele zmieniło się od czasu pojawienia się Ann, jak bardzo się zmienił, jak zmienił podejście do życia i do innych. Cieszył się, że pojawiła się w jego życiu. Przemyślenia Reusa przerwał dzwonek do drzwi.
- Otworzysz, skarbie? To pewnie Ania albo Natalie. Ja zaraz wyjdę. - krzyknęła z łazienki Ann.
- Jasne.
Marco zszedł na dół i skierował się w stronę drzwi. Czuł się trochę dziwnie, bo był ubrany jedynie w ręcznik - nie pomyślał, żeby narzucić na siebie koszulkę. Ale jeśli to miały być tylko przyjaciółki Ann, to nie będzie czuł się bardzo dziwnie. Otworzył drzwi i zobaczył zupełnie nieznanego mu mężczyznę.
- Ann, to chyba do Ciebie! - krzyknął w stronę schodów.
- A kto to? - odkrzyknęła.
- Nie wiem.
Mężczyzna, stojący za drzwiami patrzył na blondyna. Gdzies już go kiedyś widział, ale nie mógł sobie przypomnieć, skąd zna jego twarz. Marco usłyszał, jak dziewczyna zbiega po schodach i przepuścił ją w drzwiach.
- Ooo, tato. Cześć. - przywitała się.
To ładnie, pomyślał Marco.
- Cześć, córeczko. - przywitał ją.
- Dlaczego nie powiedziałeś, że przyjeżdżasz? Przecież bym się jakoś przygotowała.
- Jakoś tak wyszło... - mężczyzna wciąż przyglądał się Marco. - Przedstawisz mnie? - zapytał.
Ann na chwilę odwróciła się plecami do ojca i szeroko uśmiechnęła się do blondyna.
- Tato, to jest Marco, mój chłopak. Marco, to mój tata, Adam. - powiedziała Ann. Czuła, że dzisiejsza wizyta ojca nie będzie należała do najprzyjemniejszych. Wiedziała, że później będzie się z Reusem śmiała z tej sytuacji.
- Marco Reus? - Adam w końcu rozpoznał piłkarza. Nie interesował się piłką nożną, być może ze względu na swoją pracę. Często wyjeżdżał, nie miał czasu na oglądanie rozgrywek piłkarskich.
- Tak, zgadza się. - Marco za wszelką cenę chciał pokazać, że jest dobrze wychowanym, młodym facetem. Nie chciał od razu przekreślać siebie w oczach, być może przyszłego teścia. - Przepraszam, ale pójdę się ubrać. - Odwrócił się i bardzo szeroko się uśmiechając, poszedł szybkim krokiem do sypialni Ann, gdzie leżały jego ubrania.
Ann w tym czasie zaprosiła ojca do salonu.
- Tato, to nie tak jak myślisz. On tylko nocował. Nic więcej. Przysięgam. - powiedziała zgodnie z prawdą.
- Córeczko, spokojnie. Fakt, byłem trochę zdziwiony, jak otworzył mi drzwi w samym ręczniku, ale wiem, że dorastasz, spotykasz się z chłopakami. Muszę się z tym pogodzić, że nie jesteś już tylko moja. Tylko błagam, nie zrób mnie zbyt szybko dziadkiem, dobrze?
Ann zaczęła się śmiać.
- Nie martw się o to. Niczego takiego nie planuję. Opowiadaj, kiedy wróciłeś?
- Wczoraj. Rozmawiałem z matką i domyśliłem się, że pokłóciłyście się o coś.
- Mama nie akceptuje mojego związku. W gazecie pojawił się artykuł, gdzie napisano, że jestem jego nową dziwką. Mama w to uwierzyła tylko dlatego, że Marco w przeszłości prowadził dość... bujne życie towarzyskie. A on naprawdę się zmienił.
- Ja bez względu na matkę, zawsze będę za Tobą. Pamiętaj.
Ann podeszła do ojca i, jak za dawnych czasów, usiadła na kolanach i przytuliła. Chwilę później przyszedł Marco i Adam, ku zaskoczeniu wszystkich, powiedział:
- Nie interesuje mnie, co moja żona ma do powiedzenia na temat Waszego związku. Jeśli Ann jest szczęśliwa, to ja będę ten związek popierał. Musi sama nauczyć się żyć, popełniać błędy.
- To samo powiedziałam mamie. Poza tym Marco nie jest błędem.
- To cieszę się, że tak uważasz.
Półtorej godziny później ojciec Ann wyszedł.
Ann odwróciła się przodem do Marco, spojrzała na niego i wybuchnęła śmiechem.
- Hahahahahahaha! Nie mogę!
- Niezła akcja. Żebyś Ty widziała jego minę, jak mnie zobaczył w samym ręczniku. Boże. - Marco także zaczął się śmiać.
- Chciałabym to zobaczyć.
Śmiali się jeszcze przez jakiś czas, a później Ann powiedziała:
- Cieszę się, że tata akceptuje nas.
- Ja też. Nawet po tym, co dzisiaj zobaczył.
Oboje uśmiechnęli się. Marco podszedł do dziewczyny i ją przytulił.
- Zadzwonię do Michaela, okej?
- Dobra. Ale umów się z nim jak najszybciej. Chcę, żeby to było już za nami. Miejmy nadzieję, że to, co nam powie, nie zmieni całkowicie naszego życia. Przydałby się w końcu spokój.
- Zdecydowanie. - powiedziała Ann, wtulając się w chłopaka.
***
- Michael?
- Ann, nie spodziewałem się, że tak szybko zadzwonisz.
- Kiedy możemy się spotkać?
- Chciałbym jak najszybciej. Pasuje Ci dzisiaj?
- Dobrze. O której?
- O 16 u mnie?
- Do zobaczenia.
- Cześć.
Rozłączyli się
***
- Obiecaj, że nic mu nie zrobisz. - Ann zatrzymała Reusa przed wejściem do klatki Michaela. - Bez względu na to, co powie.
- Muszę? - zrobił minę naburmuszonego dziecka.
- Marco. Proszę Cię. Nie chcę więcej kłopotów.
- No dobra. Obiecuję. - powiedział i pocałował ją. Cieszył się, że może okazać jej publicznie uczucia. Wiedział, że nawet jeśli ich zdjęcia pokażą się w gazetach lub Internecie, nie zrobi to na nich większego wrażenia. Nie przejmą się tym.
Weszli do bloku, trzymając się za ręce. Ann obawiała się trochę spotkania z Michaelem, ale tylko dlatego, że nie wiedziała, co ich może tam spotkać. Jednak tym razem nie musiała ukrywać niczego przed blondynem.
- Gotowa? - zapytał Marco przed zapukaniem do drzwi.
- Nie. - przyznała szczerze. - Nie, ale chodźmy.
Przejęła inicjatywę i zapukała do drzwi. Długo nie czekali, a drzwi otworzył im Michael. Ann zauważyła, że chłopak nie przypominał w niczym tego, którego spotkała kilkanaście dni temu. Nie przerażała jej jego mina.
- Wejdźcie. - powiedział przyjaznym głosem. Ann spojrzała na Marco, a ten przepuścił ją w drzwiach.
Usiedli na kanapie, jak najbliżej siebie. Najchętniej Ann usiadłaby na kolanach Marco, ale zdecydowała, że to byłaby gruba przesada. Złapali się za ręce, co nie uszło uwadze Michaela. Uśmiechnął się.
- Michael, może powiesz, o co chodzi.
Michael poczuł ogromną ulgę, że w końcu będzie mógł wszystko powiedzieć i im wyjaśnić. Miał nadzieję, że go nie znienawidzą.
- Na początku chciałbym Was oboje bardzo przeprosić. Mam nadzieję, że mi wybaczycie. To naprawdę nie była tylko moja wina. Ja... Ja... Dałem się przekupić. Wiem, że sam podejmuję decyzje, ale ona naprawdę mnie omotała. Najpierw uwiodła, a później dała kasę za to, żebym Was jakoś rozdzielił. Przepraszam. - powtórzył.
Ann i Marco byli w szoku. Nie spodziewali się czegoś takiego. Brunetka rozważała różne opcje, ale nie coś takiego.
- Kto to był? - zapytała Ann.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł, żebym Wam powiedział.
- Słuchaj. Powiedziałeś tyle, to dokończ. - zabrał głos Reus.
- Właśnie Twojej reakcji boję się najbardziej.
Nikt nie przychodził blondynowi do głowy. Odpadał jego ojciec. Może chodziło mu o rodzinę Ann? Miał nadzieję, że za chwilę się dowie.
- To była Caroline.

-----------------------------------------------------------
Przepraszam Was, że tak długo nie dodawałam niczego, ale zupełnie wena mnie opuściła!:)
Cieszę się, że pomimo braku nowych rozdziałów, statystyki wcale nie zmalały; cieszę się, że nadal odwiedzaliście mój blog.:) Dziękuję Wam bardzo:*

Jak Wam się podoba ten rozdział?:]
Jak zawsze, dziękuję za każdy komentarz, za każde +1, za wszystkie wejścia!
Pozdrawiam, dobrej nocy!:*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz