Wzięła głęboki oddech i ponownie na niego spojrzała.
- Michael mnie pocałował. - powiedziała bez zbędnych wstępów. Wiedziała, że tylko szczerość może ją w jakiś sposób uratować. - Najgorsze jest to, że z początku nie oponowałam. Po chwili opanowałam się i go odepchnęłam, ale...
Marco nie chciał jej słuchać, potrzebował chwili, dlatego wstał i wszedł do domu. Usiadł na kanapie i siedział tak kilka minut. W jeg głowie szalały głosy. Myślał, co powinien zrobić: wybaczyć, odejść, rozmawiać?
W tym samym czasie Ann siedziała na tarasie i zastanawiała się, czy dobrze zrobiła. Wiedziała, że go zraniła. Nie miała zamiaru zrzucać na niego winy, bo to tylko jej wina. Jej decyzje, jej działania doprowadziły do tego, że nie wie, na czym stoi. Ta niepewność ją dobijała. Chciała mu wyjaśnić, powiedzieć, że go kocha, ale teraz to ona postanowiła, że da mu czas. Pozwoli na przemyślenie wszystkiego. Była pewna, że kiedy będzie gotów, przyjdzie i porozmawia z nią. Powie, co myśli. Czuła się tak strasznie, nie mogąc nic zrobić. Nie mając wpływu na jego decyzję. Jednak była świadoma, że sama do tego doprowadziła. Miała tylko nadzieję, że ta jedna sytuacja nie zmieni całkowicie jej życia...
- Kochasz mnie? - zapytał znienacka, pojawiając się na tarasie.
- Oczywiście. - odpowiedziała bez wahania. Co do tego nie miała najmniejszych wątpliwości.
- Nie okłamuj mnie więcej. - podszedł do niej i ją przytulił. Ann zaczęła płakać, ale także się do niego przytuliła. Dotarło do niej, że była idiotką, myśląc, że Michael jest dla niej ważny. To blondyn jest najważniejszą osobą w jej życiu. Już wiedziała, że temat Michaela jest zamknięty. Nigdy więcej się z nim nie spotka i nigdy więcej nie spotka się z nim. Ba! Nawet z nim nie porozmawia.
- Dlaczego płaczesz? - zapytał, biorąc jej twarz w dłonie.
- Nie wiem. Ze szczęścia chyba. Bałam się, co powiesz. Co zdecydujesz. Wiem, że zawaliłam kolejny raz. Obiecuję, że nie będę miała żadnych tajemnic. Zero spotkań i rozmów z Michaelem. To koniec.
- Mam nadzieję. A tak zmieniając temat, słyszałem, że idziesz ze mną na ślub Melanie.
- O kurczę! Zupełnie zapomniałam! Kiedy jest?
- W sobotę, za trzy dni.
- Fuuuuuuuck! - krzyknęłam. - Muszę jechać do sklepu!
- Tym razem nie jadę z Tobą. Nie ma mowy! - zaczęliśmy się śmiać.
- Wiem, umiem doprowadzić do szewskiej pasji. Spoko, pojadę z Anią. Nie ma problemu. Ale Ty też jedź, ubierz się przyzwoicie.
- Wiem, jutro jadę. Chcesz, to mogę Was zawieźć, ale chodzicie same! - zastrzegł.
- No dobra, mi pasuje.
- Mam ofertę praktycznie nie do odrzucenia! - zawołał nagle Marco.
- Jaką?
- Co powiesz na małe wakacje? Tylko ja i Ty. Zero paparazzi. Gdzieś na końcu świata, gdzie nie ma dziennikarzy. Co Ty na to? Ja stawiam!
- A Twoje treningi?
- O to się nie martw. Niedługo mogę wziąć urlop. Może Jurgen mi pozwoli niedługo wyjechać. Wie, że pracuję ciężko i zdobywam gole, więc mi się należy.
- No dobra. Jeśli tylko Klopp się zgodzi, to pewnie! Gdzie pojedziemy?
- Nie zastanawiałem się jeszcze nad tym. Ale coś na pewno znajdziemy. Tym bardziej, że chyba nie mamy planów na weekend po ślubie mojej siostry.
- Ja nie mam żadnych, więc się dostosuję jeśli chodzi o termin.
- Ufasz mi? - Ann coraz mniej rozumiała chłopaka.
- Oczywiście, że tak!
- Zdaj się na mnie. Ty pojedziesz na gotowe.
- Nie nawidzę planować wakacji, dlatego dobra. Jestem ciekawa, co wymyślisz.
- Coś mega!
- W to nie wątpię.
Spędzili ze sobą jeszcze kilka godzin, a później Ann wróciła do domu. Marco proponował jej nocleg, ale ona musiała w końcu posprzątać w swoim domu.
***
Kiedy wieczorem usiadła zmęczona, zadzwoniła do Ani.
- Cześć, masz jakieś plany na jutro? - zapytała dziewczyny.
- Żadnych. A co?
- Jedziemy na zakupy. Mam ślub w sobotę i muszę coś kupić.
- Czyj ślub?
- Melanie, siostry Marco.
- Już myślałam, że Twój i mnie nie zaprosiłaś.
- Coś Ty. Byłabyś pierwszą zaproszoną!
- Ja mam nadzieję! O której zakupy?
- Marco nas zawiezie. Nie rozmawiałam z nim jeszcze. Chodź, obudzimy go bardzo wcześnie!
- Hahaha, będzie wściekły.
- Nie będzie. Trochę ponarzeka i odpuści.
- No dobra. To o której?
- Spotykamy się o 7?
- Dobra. Do zobaczenia!
Ann i Ania rozłączyły się. Brunetka nie spodziewała się już nikogo, ale dzwonek do drzwi zadzwonił. Dziewczyna podeszła do drzwi i je otworzyła. Zobaczyła w nich uśmiechniętego Marco, który szybko do niej podszedł, przyparł do ściany i pocałował.
- Oooo, a to za co? - zapytała Ann.
- Stęskniłem się za Tobą.
- Rano się widzieliśmy przecież.
- I co z tego? - blondyn wrócił do przerwanej czynności.
Ann zdjęła z niego koszulkę i ,,wskoczyła'' na jego ręce. On zachęcony, szybko zaniósł ją na górę, bez problemu trafiając do jej sypialni. Kiedy uderzył się w nogę o ramę jej łóżka, Ann nie mogła powstrzymać śmiechu. Zaczęła się śmiać i nie mogła przestać.
- Kurwa! - zaklął Reus, a brunetka po raz kolejny wybuchnęła śmiechem.
- Ja Ci pokażę! - zaczął ją łaskotać. Zachowywali się jak małe dzieci, ale nie dbali o to. Cieszyli się sobą.
- Poddaję się! - krzyknęła Ann, a Marco po raz kolejny zaczął ją całować. Zdjął z niej koszulkę, którą miała na sobie. Całował ją po szyi i dekolcie, a ona wplotła mu palce we włosy. Jak zawsze miał je starannie ułożone. Jednym ruchem zepsuła jego fryzurę. Było jednak dość ciemno w pokoju i nie mogła zobaczyć efektu swojego ,,dzieła''. Kochali się kilka godzin. W końcu, zmęczeni, zasnęli.
***
-Hahahahahahahahahaha! - Ann po raz kolejny wybuchnęła śmiechem, kiedy się obudziła. Zobaczyła fryzurę Marco i nie mogła się powstrzymać. Nigdy nie widziała go tak bardzo nieogarniętego.
- Z czego się śmiejesz znowu? - zapytał zaspany Marco.
- Idź i zobacz w lustrze. Zrozumiesz.
Marco wszedł do łazienki dziewczyny, zobaczył swoje odbicie i też zaczął się śmiać.
- I co mi zrobiłaś? Pytam się! - podszedł do dziewczyny. Zdążyła się opanować, ale znowu zobaczyła fryzurę blondyna i zaśmiała się.
- Czekaj! Nie mam już siły! - powiedziała, łapiąc się za brzuch.
Chwilę później do pokoju Ann wparowała Ania.
- Ann, wszystko zepsułaś! - powiedziała, widząc rozespanego Reusa.
- Przepraszam, ale zobacz jego włosy!
- Ja wychodzę, nie będę Waszym pośmiewiskiem. - obraził się Marco i wyszedł, zamykając się w łazience.
- Marco, skarbie! Nie gniewaj się! - powiedziała Ann, pukając do łazienki.
Ania zeszła na dół i postanowiła tam poczekać na piłkarza i Ann.
- A przestaniesz się ze mnie śmiać? Wiesz, jak mnie noga boli? - narzekał Reus.
- Przestanę. Wyjdź.
Marco wyszedł, a Ann go przytuliła. Już się nie gniewał. Dziewczyna musiała powstrzymać szeroki uśmiech.
- Jedziemy na zakupy?
- Tak wcześnie?! - zapytał Reus.
- Skoro i tak wstaliśmy, a Ania siedzi na dole, to czemu nie?
- No dobra, jedźmy. Będziemy mieli to za sobą.
Trzy godziny później wrócili do domu. Najpierw odwieźli Anię, a później pojechali do domu Ann. Dziewczyna szybko posprzątała, gdyż rano nie zdążyła, a później zaproponowała:
- Co Ty na to, żebyś zadzwonił po kolegów?
- Impreza?
- Aha.
- Dobra! Bardzo dobry pomysł. A co na to Twoi ciekawscy sąsiedzi?
- Mam ochotę ich zdenerwować.
- Głośna impreza? - zapytał z uśmiechem Reus.
- Bardzo głośna.
--------------------------------------------------------
Przepraszam, że tak urwany, ale jutro będzie dłuższy. Na pewno:)
Miałam już teraz opisać imprezę, ale coś bardzo ważnego mi wypadło.
Podoba Wam się ten rozdział?:) Komentujcie!
Oczywiście wszystkie uwagi rozważę:)
Dziękuję za dotychczasowe komentarze i czekam na następne!:*
Pozdrawiam, kochani!:*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz